Przypadkowe odkrycie czyli jak w czasie rozmowy z babcią Zofią odnalazłem wśród kresowych krewnych żołnierza gen. Sosabowskiego z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
Kresowe korzenie
O tym, że mam kresowe korzenie, wiedziałem od wielu lat. W naszym domu temat ten wracał zazwyczaj w okresie wakacyjnym, kiedy to odwiedzała nas „ciocia z Wilna”, czyli krewna mojej babci od strony mamy, którą wszyscy w mojej rodzinie nazywają po prostu ciocią. Co roku, mimo już podeszłego wieku, stara się przyjeżdżać do województwa lubuskiego, będąc zarazem łącznikiem między nami a rodziną, która pozostała na Wileńszczyźnie. Wiedziałem również skąd pochodził dziadek od strony mamy (pow. Bereza Kartuska), dziadek od strony taty (dawne województwo lwowskie). Można zatem powiedzieć, że dziadkowie (poza babcią od strony taty – tutaj dochodzi krew Góralki) pochodzili ze wszystkich stron Kresów.
Jak się okazało, nie wiedziałem wszystkiego, a nowy wątek, szczególnie dla mnie ważny, wyszedł na jaw zupełnie przypadkowo. Nie bez przyczyny swój wywód zacząłem od Wileńszczyzny – z nią, jak już wspomniałem wcześniej, jestem szczególnie związany, przede wszystkim dlatego, że nadal żyje tam rodzina mojej babci, która pochodzi z okolicy Ejszyszek. Samo Wilno i okolice odwiedziłem do tej pory trzy razy – w 2009, 2012 i 2016 roku, przy czym najbardziej sentymentalna była dla mnie druga podróż, podczas której odwiedziłem właśnie Ejszyszki. Moja babcia Zofia (rocznik 1939) opuściła wspólnie z rodzicami Wileńszczyznę dopiero w ramach tzw. „drugiej fali przesiedleń”, czyli po 1957 roku. Tutaj od razu muszę dodać, że ich przyjazd był całkowicie dobrowolny. W Białkowie (obecnie gm. Cybinka, pow. Słubicki) przebywał już brat babci – Franciszek (rocznik 1934). Widząc szansę na rozpoczęcie lepszego życia, rodzice babci podjęli z pewnością jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. Gdy tylko pojawiła się okazja na transport, ruszyli na Zachód.
Nie wszyscy zdecydowali się na „powrót” do Polski i pozostali w rodzinnych stronach, dzięki czemu nadal mogę szczycić się „dalszymi krewnymi na Kresach”. Zanim trafili do Białkowa, spędzili jedną noc w specjalnym ośrodku dla „repatriantów” w znajdującym się w okolicach Zielonej Góry Czerwieńsku. To także ważny element tej całej układanki, kto wie, czy nie kluczowy. O tym fakcie wspomniałem dr. hab. Danielowi Kotelukowi, który od wielu lat zajmuje się historią Czerwieńska. Poprosił mnie, bym wypytał babcię o jakieś szczegóły związane z pobytem w tym ośrodku. Gdy była taka okazja i spotkałem się z nią ponownie i zaczęliśmy rozmawiać na temat jej przyjazdu.
1. Samodzielna Brygada Spadochronowa
Zanim przejdziemy dalej, muszę nawiązać do 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Kilka lat temu zacząłem interesować się historią tej pierwszej polskiej jednostki spadochronowej. Olbrzymie wrażenie zrobił na mnie film dokumentalny „Honor generała” w reżyserii Joanny Pieciukiewicz, w którym przedstawiono trudne losy gen. Stanisława Sosabowskiego. Zacząłem sobie przypominać stary film, w którym była mowa o polskich spadochroniarzach walczących w Holandii. Chodziło oczywiście o „O jeden most za daleko”. Później do moich rąk trafiła świetna książka „Rozdarty naród: polska brygada spadochronowa w bitwie pod Arnhem”, której autorem jest George Cholewczynski. Z czasem, wspólnie z kolegą z roku, zaczęliśmy zbierać wszelkie informacje i publikacje związane z operacją „Market-Garden”, w której udział wzięli żołnierze gen. Sosabowskiego. Okres studiów to czas związany z fascynacją polskimi spadochroniarzami. Wtedy nie przyszło mi nawet do głowy, że w brygadzie służył ktoś z moich krewnych.
Przypadkowe odkrycie
I w tym miejscu możemy wrócić do rozmowy z babcią Zofią, kiedy to po raz kolejny opisywała życie na Wileńszczyźnie i przyjazd do Białkowa. W czasie pogawędki przewinęło się wiele nazwisk poszczególnych krewnych, którzy tam zostali lub po których słuch zaginął. Była to kolejna nasza „dyskusja”, więc większość rzeczy się powtarzała, ale też dochodziły szczegóły, które babci gdzieś wcześniej umknęły. W trakcie dyskusji na temat krewnych pierwszy raz przewinęli się „Żukowscy” – bracia mojej prababci (mamy babci Zofii). Jeden z nich, w czasie wojny był najprawdopodobniej w Anglii. Powiedział im to jeden ze znajomych, który widział się z nim. Babcia podała imię i nazwisko oraz informację, że wiele lat po wojnie udało się uzyskać legitymację i jakiś dokument z podpisem gen. Sosabowskiego. Byłem bardzo zaskoczony. Pomyślałem, że może babcia coś pomyliła?
Ślad
Z pomocą przyszła wyszukiwarka Google. Można w niej znaleźć informację, że Wacław Żukowski, urodzony 23.06.1912 roku a zmarły 22.10.1945 roku, żołnierz 1. SBS, pochowany został w kwaterze polskich żołnierzy w Fürstenau. Jak informuje portal www.polskienekropolie.de, znajduje się tam 40 grobów, przede wszystkim żołnierzy gen. Sosabowskiego. Wśród nazwisk jest Wacław Żukowski (dokładnie tak samo nazywał się ten „wujek” na Zachodzie). To jeszcze oczywiście nic nie oznaczało. Moją uwagę zwraca jednak miejsce urodzenia – Wielkowice pow. Lida Nowog. gm. Ejszynki. Babcia Zofia potwierdziła, że Wielkowice leżą niedaleko od miejsca gdzie dawniej mieszkała. Wszystko zaczęło się układać w całość, ale do ostatecznej weryfikacji było jeszcze daleko.
Potwierdzenie
Po kilku dniach babcia dostarczyła mi pierwszą fotografię. W tym momencie stało się jasne, że faktycznie Wacław Żukowski był żołnierzem 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Na zdjęciu widoczny jest postawny mężczyzna, ze zwykłym znakiem spadochroniarskim. Dzięki uprzejmości autora facebookowej strony „Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie” dowiedziałem się, że był to znak spadochronowy nr 3676. Rzeczywiście Wacław mógł być żołnierzem dywizjonu artylerii lekkiej.
W grudniu babcia odnalazła kolejną fotografię, na której oprócz Wacława Żukowskiego znajdowali się trzej inni polscy żołnierze.
Lekcja
Wydawałoby się, że jako historyk, jestem świadomy skąd mniej więcej (sic!) pochodzili moi przodkowie. Od babci dowiedziałem się wszystkiego czym mógłbym pochwalić się podczas spotkania z Kresowianami lub ich potomkami. Przykład Wacława Żukowskiego pokazał jednak, jak płytkie było moje myślenie i jak wiele pracy muszę jeszcze wykonać. Z drugiej jednak strony, dzięki temu odkryciu, bombardier Żukowski nie będzie jednym z wielu polskich żołnierzy, którzy po roku 1945 odeszli w zapomnienie. Nie będzie jedynie kolejnym nazwiskiem, widniejącym w inwentarzu polskiej kwatery na cmentarzu w Fürstenau (który zamierzam odwiedzić). Jest szansa na to, że uda się przynajmniej częściowo, odtworzyć jego wojenne losy i wydobyć postać naszego kresowego krewnego z otchłani niepamięci. Historia jego życia, służby i najwyższej ofiary zasługuje na upamiętnienie – także na łamach Archiwum Kresowego.
Prezentowane we wpisie fotografie rodzinne znajdą Państwo tu: Żukowski Wacław syn Józefa (1912-1945), żołnierz 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej
Krzysztof Mazur, Zielona Góra, krzysztof.mazur93pl@gmail.com
Krzysztof Mazur (ur. 1993) – doktorant Instytutu Historii Uniwersytetu Zielonogórskiego, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej (wcześniej był redaktorem portalu wmeritum.pl). Pochodzi ze Słubic i to właśnie z pograniczem polsko-niemieckim związana jest jego dotychczasowa aktywność publicystyczna i naukowa. Miłośnik historii, „czarnego sportu” i Kresów (stamtąd wywodzi się znaczna część jego przodków).