1.09.1939 roku rozpoczęła się inwazja sił zbrojnych Niemiec i hitlerowskiej III Rzeszy na terytorium II Rzeczypospolitej Polskiej (RP), rozpoczynając jedną z najtragiczniejszych kart w historii Polski, Europy i świata.
Kilkanaście dni później, 17.09.1939 r., wojska Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), wkroczyły na Kresy Wschodnie RP, z których wywodzili się moi przodkowie. Mój Ojciec, Franciszek Kuliczkowski z Jazłowca (1924-2014), w powiecie buczackim, w województwie tarnopolskim; gawędziarz, genealog, historyk i kronikarz oraz weteran walk o niepodległość RP podczas II wojny światowej, napisał m.in. Kiedy bohatersko wojsko polskie walczyło z niemieckimi oddziałami, dnia 17 września 1939 roku Armia Sowiecka wkroczyła na tereny wschodnie Rzeczypospolitej Polskiej, był to dosłownie „nóż w plecy” dla Polaków. Polska została podzielona na dwie strefy okupacyjne, część wschodnia pod sowiecką, część zachodnia pod niemiecką? (Kuliczkowski Franciszek, Pamiętnik-kronika, s. 27).
Żołnierze okupacyjnych wojsk obu państw musieli być utrzymywani kosztem ludności z okupowanych i zagarniętych ziem. Wymagane dostawy, podatki, kontyngenty oraz inne zobowiązania na rzecz okupantów pogarszały i tak tragiczną sytuację rodzimej ludności. Żywiec musieliśmy obowiązkowo dostarczać do punktu skupu, podobnie jak zboże, tak zwany kontyngent (Pamiętnik-kronika, s. 30).
W czasach okupacji, głównie pod nieobecność własnej siły roboczej, która walczyła w niemieckich siłach zbrojnych, rozpoczęto powszechne i przymusowe wykorzystywanie cudzoziemskiej siły roboczej z terenów okupowanych tak na zesłaniu w Syberii oraz innych regionach ZSRR, oraz tysiące innych zesłańców, których przetransportowywano do przymusowych prac w Niemczech. Podkreślę, że od najmłodszych lat podczas różnych uroczystości rodzinnych, z dużym zainteresowaniem przysłuchiwałem się rozmowom o życiu na Kresach Wschodnich RP; o doświadczeniach tych, którzy walczyli o Polskę podczas działań wojennych na frontach I i II wojny światowej oraz innych wydarzeniach. Nieliczne opowiadania i rozmowy dotyczyły czasów okupacji i powszechnego przymusu oraz obowiązku pracy, który obejmował ludność grupy wiekowej od 18. do 60. roku życia, a który wraz z upływem czasu okupacji został rozszerzony na młodzież w wieku od 14 do 18 lat.
Dokładnie 10.02.1940 zaczęły się zsyłki na nieludzką syberyjską ziemię pod nadzorem Sowietów; z nadejściem wiosny, rozpoczęła się przymusowa rekrutacja ludności do pracy na terenach okupowanych w leśnictwie, usługach transportowych, remontach dróg i mostów oraz innych pracach. Jednocześnie rozpoczęto akcję pozyskiwania osób na roboty do Niemiec, która z czasem przybrała charakter masowy. Unikanie i odmowa obowiązku pracy groziły bardzo poważnymi konsekwencjami.
Wśród kar dominowały m.in. zesłanie najbliższej rodziny do obozu pracy przymusowej lub obozu koncentracyjnego, konfiskacja mienia… aż do kary śmierci włącznie. Łącznie, w czterech deportacjach do sowieckich obozów na Syberii i do Kazachstanu wywieziono ok. 330-340 tys. osób; z naszej rodziny zesłanych zostało ponad 20 osób, spośród których osiem straciło tam życie. Ofiarami niemieckich łapanek, akcji pacyfikacyjnych i wysiedleńczych na przymusowe prace do III Rzeszy padło ponad 2 mln. osób, w tym cztery osoby z naszej rodziny.
Niektórzy znawcy podkreślają, że do jesieni 1944 r. do robót przymusowych w Niemczech ujęto 2,8 mln. Polaków; według źródeł ze środowisk poszkodowanych, liczba wszystkich deportowanych robotników wynosiła 3,2 mln. Bezwzględna większość obywateli RP została wywieziona przymusowo. Dobrowolnie i z różnych przyczyn wyjechało kilkadziesiąt tysięcy osób. Stanisław Bereś, prof. dr hab., historyk literatury, podkreślił, że w latach 1939-1945, w centrum Europy władze niemieckie nie tylko powróciły do ery niewolnictwa, ale również zwiozły do samej III Rzeszy ok. 20 mln. ludzi z różnych krajów. Pracownicy przymusowi byli zatrudniani głównie w rolnictwie, ogrodnictwie, przemyśle, leśnictwie, transporcie, rybołówstwie oraz przy budowie schronów, okopów i umocnień.
Wśród zesłańców do przymusowych prac w Niemczech, znalazły się cztery osoby z naszej najbliższej rodziny:
Jadwiga Kuliczkowska (1927-2020) z Jazłowca, córka Kazimierza Kuliczkowskiego i Kazimiery Marcinkowskiej-Kuliczkowskiej i młodsza siostra mojego Ojca Franciszka Kuliczkowskiego,
Eugenia Kucharska (1923-2006) z Jazłowca, córka Grzegorza Kucharskiego i Antoniny Marcinkowskiej-Kucharskiej, kuzynka Franciszka Kuliczkowskiego,
Stanisław Bielecki (1927-1975) z Huty Oleskiej, w powiecie złoczowskim, syn Franciszka Bieleckiego i Pauliny Nestorowskiej-Bieleckiej, szwagier Franciszka Kuliczkowskiego,
Leon Hofman (1920/1925-1992) z Krzywołuki, w gminie Pauszówka, w powiecie czortkowskim, w województwie tarnopolskim, syn Kajetana Hofmana i Marii Grzesiowskiej-Hofmann, kuzyn mojej Babci po mieczu, Kazimiery Marcinkowskiej-Kuliczkowskiej.
Franciszek Kuliczkowski napisał w swoim Pamiętniku-kronice Podczas okupacji niemieckiej moja siostra Jadwiga wywieziona została na przymusowe roboty do Niemiec w wieku 15 lat. Pracowała w zakładach suszenia warzyw, adres pamiętam do dzisiejszego dnia, bo często listy pisaliśmy: Nahrungsmittel Fabrik Westmark, blisko granicy francuskiej (Pamiętnik-kronika, s. 13).
Jadwiga Kuliczkowska-Aścik w liście do autora opracowania napisała m.in. Były łapanki do pracy w kraju i zagranicą. Tak i to mnie spotkało w wieku piętnastu lat… jak sobie przypomnę to wszystko, te obozowe prycze piętrowe do spania po cztery na jednej, stanie w kolejce po talerz zupy, kubek kawy i kromkę chleba. Moje oczy i uszy były otwarte. W jednej chwili przyszła dorosłość i rozum. Wszystko tylko nie wojna i to poniżenie człowieka (Jadwiga Kuliczkowska-Aścik, list z 20.07.2018, s. 2).
Podczas okupacji piętnastoletnia Jadwiga Kuliczkowska pracowała w ogrodnictwie folwarcznym przy jazłowieckim klasztorze rzymskokatolickim Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP. 14.11.1942 wraz z koleżanką, udała się na pogrzeb ojca innej koleżanki. Kilkaset metrów od własnego domu w Jazłowcu, tj. już na następnej ulicy, natknęły się na żołnierzy niemieckich jadących na saniach. Obie nastolatki zostały pojmane, wylegitymowane i osadzone tymczasowo w pobliskim Buczaczu.
Obok Jadwigi Kuliczkowskiej z Jazłowca, zatrzymana została Adela Hajducka i rodzeństwo Korbeckich. Rodzice Jadwigi w rozpaczy nad losem jedynej córki, próbowali bezskutecznie „zamienić” córkę na jednego ze swoich trzech synów: Władysława, Franciszka lub Mieczysława, którzy pracowali w służbie drogowej na trasie z Jazłowca do Buczacza.
Zatrzymane osoby przetransportowano pociągiem z Buczacza do Lwowa, następnie przez Śląsk do Frankfurtu nad Menem w Niemczech. Samochodami ciężarowymi rozwieziono pojmanych do różnych zakładów pracy i gospodarstw rolnych. Jadwigę wraz z innymi pojmanymi zesłańcami dowieziono do miasta Germersheim, gdzie pracowali w Amerin Nahrungsmittel Fabrik Westmark w pobliżu południowej granicy Niemiec z Francją. Zakład specjalizował się w przetwórstwie warzyw. Po zbombardowaniu fabryki przez lotnictwo alianckie, zgromadzona przymusowa siła robocza została przydzielona do różnych prac w pobliskich gospodarstwach rolnych.
Drugą osobą, która doświadczyła zesłania na przymusowe prace do Niemiec, była kuzynka Jadwigi, Eugenia Kucharska (1923-2006) z Jazłowca, córka Grzegorza Kucharskiego i Antoniny Marcinkowskiej-Kucharskiej (1894-1985). Eugenia została zatrzymana przez niemieckich żołnierzy podczas łapanki i wraz z innymi pojmanymi, przewieziona na terytorium III Rzeszy, gdzie została zatrudniona w niemieckim zakładzie przemysłowym. Po zakończeniu wojny przybyła do Lwówka Śląskiego na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie założyła własną rodzinę. Kilka lat po emigracji swojej matki Antoniny do Kanady, Eugenia Kucharska-Kosiba, już jako wdowa, udała się z dwojgiem swoich dzieci do swojej matki do Toronto, gdzie ponownie wyszła za mąż i pozostała na stałe.
Stanisław Bielecki z Huty Oleskiej, w gminie Podhorce, w powiecie złoczowskim, w województwie tarnopolskim został wraz z innymi pojmany podczas ulicznej łapanki i zesłany do Niemiec, gdzie został zatrudniony w dużym gospodarstwie rolnym. Po zakończeniu wojny i powrocie do Polski, Stanisław osiadł we wsi Głubczyce na Dolnym Śląsku, gdzie założył rodzinę z Marią Kloc, która również była przymusową robotnicą z Niemiec.
Leon Hofman z Krzywołuki, w gminie Pauszówka, w powiecie czortkowskim, w województwie tarnopolskim, kuzyn mojej Babci Kazimiery Marcinkowskiej-Kuliczkowskiej, jest czwartą osobą z najbliższej rodziny, która doświadczyła przymusowej pracy w III Rzeszy. W lutym 1940 r. 15-letni Leon ucieczką z transportu na Sybir uniknął gehenny zesłania na nieludzką ziemię. Z obawy przed odnalezieniem i srogim ukaraniem przez NKWD, ukrywał się z dala od rodzinnej Krzywołuki, m.in. w Czortkowie, gdzie w 1942 r. podczas ulicznej łapanki został schwytany przez Niemców i wywieziony na przymusowe roboty do Okręgu Rzeszy Kraju Sudetów, do dużego gospodarstwa rolnego Franza Knorra w miejscowości Altstadt nr 96, powiat Mährisch Trübau Ost (obecnie: Morawy, Czechy).
Gospodarstwo było prowadzone przez żonę Franza Knorra, gospodarz przebywał na froncie. Oprócz Leona, zajmującego się końmi, i jego dwóch współtowarzyszy niedoli, na gospodarstwie pracowały Ukrainki, które zajmowały się krowami. Leon był zmuszony do pracy w gospodarstwie Franza Knorra w okresie od 15.01.1942 do 09.05.1945. Po zakończeniu działań wojennych powrócił do kraju, na tzw. Ziemie Odzyskane. Początkowo zatrzymał się u wujostwa – Józefa i Pauliny Grzesiowskich w Ludowie Śląskim k. Strzelina na Dolnym Śląsku. W roku 1951 ożenił się z pochodzącą z pobliskiego Ludowa Polskiego Heleną Adelą Pławiak (1933-2019). Leon i Helena zamieszkali w Pępicach k. Brzegu, a od 1974 r. w Kędzierzynie-Koźlu.
Pragnę podkreślić, że dniówki robocze były bardzo uciążliwe i często wynosiły 10 lub więcej godzin, cudzoziemcy pracowali w niedziele i podczas świąt. Sama praca była ciężka, ponieważ robotnikom polskim, sowieckim i tym pochodzenia żydowskiego wyznaczano prace, które były ciężkie oraz szkodliwe dla zdrowia. Robotnicy z Polski musieli nosić przyszytą do ubrania literę P, brak naszywki był surowo karany. Praktyka ta podobna była do identyfikacji gwiazdą Dawida wśród Żydów czy OST wśród robotników z okupowanego ZSRR.
Zesłańcy z naszej rodziny podkreślali, że z brakiem wykonywania ustalonej normy, uszanowania dyscypliny i porządku łączyły się poważne kary i konsekwencje… kończąc na karze chłosty, ciężkiego pobicia, grzywny, uwięzienia a nawet zesłania do obozów eksterminacji. W lepszej sytuacji znajdowali się robotnicy z Francji, Czech i Moraw, wobec których niektóre przepisy były łagodniejsze.
Dodam, że po zakończeniu II wojny światowej na Ziemiach Zachodnich, pierwsze miesiące osadnictwa były bardzo spontaniczne i mało zorganizowane. W Nowej Soli na Ziemi Lubuskiej i w wielu innych miastach pierwszymi mieszkańcami byli polscy więźniowie miejscowych obozów oraz różnych miejsc pracy przymusowej… kończąc na tych powracających z terenów III Rzeszy. Niniejsze opracowanie uważam za oddanie symbolicznego hołdu ofiarom niemieckich obozów pracy przymusowej. Pomimo przeżycia karygodnych warunków pracy, skromnego i niskokalorycznego wyżywienia oraz codziennej eksploatacji i poniżenia, wyszczególnione w opracowaniu osoby przeżyły zsyłkę do Niemiec.
W zakończeniu pragnę podkreślić, że wśród tych, którzy przeżyli zesłania do prac przymusowych, wielu żyło z nigdy niezaleczonymi ranami o profilu duchowym, psychicznym oraz permanentnymi urazami fizycznymi. Byli wśród zesłańców również ci, którzy nie doświadczyli bezgranicznej eksploatacji, odrzucenia, poniżenia, nienawiści, wrogości i pogardy lub rasistowskich zarządzeń od niemieckich właścicieli gospodarstw oraz innych pracodawców. Byli Niemcy, którzy okazywali podstawowe elementy ludzkości w relacjach z Polakami i innymi robotnikami. We wcześniej cytowanym liście, który otrzymałem od cioci Jadwigi, pragnę zacytować następującą uwagę: Nie powiem, Niemcy byli też ludźmi i chlebem się dzielili. Z wieloma spotkałam się, którzy byli przeciwni temu, co się działo.
Zapewne wszyscy znamy dobre i mniej dobre osoby, odważne a także tchórzliwe, szlachetne oraz mniej szlachetne. Piotr Zychowicz, autor, dziennikarz publicysta historyczny, podkreślił w jednym z wywiadów, że nie ma złych i dobrych narodów. Są tylko źli i dobrzy ludzie! Rzeczywiście, należy pamiętać o tym, iż żaden naród, grupa etniczna lub wyznaniowa nie ma monopolu na doskonałość. Miejmy nadzieję, że ludzkość całego świata wyciągnie odpowiednie wnioski z tragizmu człowieczeństwa… kończąc na stosunkach międzynarodowych i już nigdy nie doświadczy m.in. wydarzeń opisanych w tym opracowaniu.
Zakończę stwierdzeniem, że ustawa rządowa z maja 1996 r. upoważniła ponad 500 tys. osób, ofiar niewolniczej i przymusowej pracy, do świadczeń niemieckich. W konsekwencji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 16.12.2009, prawo do świadczenia finansowego z powodu zesłania do pracy przymusowej na okres minimum 6 miesięcy, objęło również wszystkie osoby deportowane w granicach RP sprzed 1.09.1939 r.
Niektóre wykorzystane źródła:
Benyskiewicz Joachim (red.), Nowa Sól – dzieje miasta, Zielona Góra 1993.
Bereś Stanisław, Dialog czasów pogardy. Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy, Wrocław 2011.
Kuliczkowska-Aścik Jadwiga, List do Kuliczkowskiego Czesława, 20.07.2018.
Kuliczkowski Franciszek, Pamiętnik-kronika, Nowa Sól 2005.
Łuczak Czesław, Praca przymusowa Polaków w III Rzeszy, Warszawa 1999.
Mitkiewicz-Szymczak-Aścik Irena, List do Czesława Kuliczkowskiego, 28.05.2017.
Zebrał i opracował Czesław Antoni Kuliczkowski, frczeslaw@aol.com
we współpracy z Ewą Agnieszką Śliwińską, ewa.agnieszka.sliwinska@googlemail.com
Nazareth (USA) – Pępice (Polska), 18 września 2020 r.