Przed dniem Wszystkich Świętych wspominamy ofiary mordu NKWD na zamku w Złoczowie w 1941 roku.
Ksiądz Jan Szewczyk (ur. 1908), syn organisty, pochodził z okolic Bochni. Po święceniach kapłańskich, przyjętych we Lwowie w 1936 roku, był zatrudniony jako wikary i katecheta w Tartakowie. Wskutek działań wojennych znalazł się w Brzeżanach. Tam też pracował. Na przedwiośniu 1940 r. przejął parafię rykowską w powiecie Złoczów. Zamieszkał u Goliczów w Zarwanicy, a po roku przeniósł się do Kutnych w tejże miejscowości.
Do odległego o 5 km kościoła w Rykowie dojeżdżał swoim sfatygowanym rowerem – damką. Pan Michał Kutny miał wtedy 14 lat. Doskonale pamięta kapłana gorliwego w swej posłudze, a sympatycznego i skromnego swojaka, który cały swój dobytek pomieścił w jednej walizce. Niewymagający lokator i stołownik wtajemniczał Michałka w sekrety wypiekania opłatków, uczył funkcjonowania detektora, pozwalał asystować przy rysowaniu wizerunku Chrystusa.
Około 25 czerwca 1941 r. ksiądz został porwany przez Sowietów, gdy pieszo na skróty wracał z kościoła. Widziała to znajoma Ukrainka. Wrzucono go na samochód i zawieziono do złoczowskiego więzienia. Siedemnastoletnia Stefania, siostra Michała, poszła z Zarwanicy pytać tam o niego, zaświadczyć, że ksiądz nie jest żadnym szpiegiem. Nie chciano z nią rozmawiać. Chodziła znów, gdy już weszli Niemcy i odkryto zmasakrowane ciała. Rozpoznała go po skarpetach, które sama cerowała. Identyfikację potwierdził szewc z Zarwanicy. Znał buty księdza, poznał łatę przez siebie zrobioną. Stefania była też świadkiem rozpoznania zwłok złoczowskiego lekarza doktora Golicza przez żonę. To był krewny sąsiadów, dobrodziej Zarwanicy. Zorganizował tam w lecie ochronkę dla dzieci, leczył.
Pan Michał Kutny nie uczestniczył w pogrzebie ofiar. Rodzice mu nie pozwolili. Szczegółów dobrze nie zna. Ma zdjęcie dziewięciorga znanych mu młodych ludzi z Zarwanicy, w większości jego krewnych, którzy stoją nad niedużą ukwieconą mogiłą 1 listopada 1942 roku. Na krzyżu wisi wieniec z szarfą i tablica z wykazem 16 zidentyfikowanych Polaków zamordowanych przez NKWD, wśród nich ksiądz Jan Szewczyk. Z prawej strony na mogile jest zdjęcie księdza. Takie samo ma też Pan Michał. Może ta mogiła to był po prostu grób księdza Jana? Nie zachował się. Na szarfie był napis, który przez całe życie pamiętała Stefania: ZGINĘLI MĘCZEŃSKĄ ŚMIERCIĄ – POLEGŁYM RODAKOM. Tuż za mogiłą widać gmach mauzoleum polskich ofiar wojny polsko-ukraińskiej 1918-1919 r.
Pan Michał odwiedził rodzinne strony po 33 latach w 1977 r. Widział na złoczowskim cmentarzu wielką zbiorową mogiłę sowieckich ofiar z czerwca 1941. Była zarośnięta chwastami, przejechana chyba przez czołg – utrwalił się ślad gąsienicy. Pośrodku tkwił pochylony zardzewiały krzyż z zamalowaną na czarno tablicą epitafijną.
Swoje wspomnienia pan Michał Kutny spisał w kilku tomach. Pewne fragmenty opublikowano w Gazecie Prowincjonalnej Ziemi Kłodzkiej. Opis burzliwych lat wojny wydany został w postaci publikacji.
Zbiorowa mogiła, którą widział pan Kutny w latach siedemdziesiątych, jest oddalona od mauzoleum o kilka metrów. To nie jest ta z archiwalnego zdjęcia, lecz ta druga, wielka. Kryje prochy 611 niezidentyfikowanych ofiar NKWD – Polaków, Ukraińców i Żydów, spośród 649 ekshumowanych, zgładzonych w czerwcu 1941 w więzieniu funkcjonującym na terenie dawnego Zamku Sobieskich w Złoczowie. Jest na niej pomnik, dzieło rzeźbiarza – syna jednego z zamordowanych.
Na złoczowskim cmentarzu zachowała się jeszcze jedna zbiorowa mogiła ofiar sowieckich katów – mogiła zidentyfikowanych Polaków. Niełatwo trafić do niej, znajduje się w głębi cmentarza. W 2015 roku mogiła została odnowiona, postawiono pomnik, a na nim umieszczono wykaz zmarłych zgodny z tym, który uzyskaliśmy dzięki panu Kutnemu. Pierwszy, właściwy wykaz usunięto, gdy Złoczów po raz kolejny został wcielony do ZSRR. Obecna treść napisu trochę mija się z prawdą. Wiadomo, że w tej mogile złożono 10 trumien. Pokazały to zdjęcia z pamiętnego pogrzebu 6 lipca 1941 roku, które dostaliśmy od wnuczki zamordowanej Lucyny Adamieckiej.
Zapewne pozostałych rozpoznanych Polaków pochowano w innych grobach. Także 22 rozpoznanych Ukraińców – tylu doliczyliśmy się na podstawie opublikowanych ukraińskich źródeł.
Sowieccy oprawcy uciekając, pozostawili całą dokumentację więzienną. Znaleziona teczka więźnia była dowodem, że nie wywieziono go wcześniej, że go właśnie tu zamordowano. Niektóre teczki zabrały rodziny ofiar, a z wieloma nie ma kontaktu. Część teczek pozostała w Złoczowie i prawdopodobnie została wykorzystana przy robieniu wykazów osób zgładzonych. Taki artystycznie wykonany niepełny wykaz można zobaczyć w muzeum działającym na złoczowskim zamku. Niestety, zastosowano nie tylko transkrypcję, ale także zabieg podobny do tłumaczenia na język ukraiński. I tak np. Szczepan Mokrzycki jest tam zapisany jako Stepan Mokryćkyj. To dziadek metropolity lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego?
W ten sposób nieuświadomiony gość muzeum znajdzie na tym wykazie samych Ukraińców. Wykazy polskojęzyczne zawierają wiele błędów, są też niepełne i różnią się między sobą. Nie mamy jednak wątpliwości, że Polaków zginęło najwięcej. Z pewnością byli wśród tych, których w Złoczowie nie ekshumowano. Przecież początkowo przede wszystkim Polaków aresztowano i trzymano w więzieniu, także zabijano ich. Pierwszych dziesięciu rozstrzelano już we wrześniu 1939 roku: zastępcę prokuratora miejskiego, naczelnika polskiego więzienia i jego zastępcę, pracownika starostwa (sądząc po nazwisku – samego starostę) oraz funkcjonariuszy policji państwowej.
Nie wszystkie nazwiska znamy. Niewielu pozostało świadków tamtych czasów. Napotykając różne niejasności i nieporozumienia, poszukujemy wiadomości, także tych przekazanych współczesnym przez starsze pokolenia: o mogiłach ofiar sowieckiej zbrodni w Złoczowie, o pogrzebie, a przede wszystkim o polskich ofiarach. Ofiary NKWD pochowane na złoczowskim cmentarzu zostały upamiętnione, ale nie możemy pogodzić się z treścią tablicy na złoczowskim zamku informującej, że zginęło tam 649 obywateli ukraińskich. Trudno przejść do porządku dziennego nad tym, że nie wspomniano o Polakach.
Romana Szczepkowska, Prezes Klubu ZŁOCZÓW Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich we Wrocławiu.
Uwagi i uzupełnienia proszę kierować do: Bogusław Mykietów, Zielona Góra, tel. 669 45 30 66 e-mail: aka@mykietow.pl
Wszystkie zamieszczone w tekście ilustracje (a także inne ze Złoczowa) można zobaczyć w dużej rozdzielczości tu: Złoczów, województwo tarnopolskie.