Wśród fotografii sędziwej już pani Marii Pańczyszyn (z domu Kłak, ur. w 1928 roku) przywiezionych z rodzinnego domu z przysiółka Wapnica na Zazulach koło Złoczowa znajduje się jedyne zachowane zdjęcie zapomnianego bohatera wojny z bolszewikami w 1920 roku – majora Kazimierza Romańskiego. Warto poświęcić kilka słów tej niezwykłej postaci, której losy do 1945 roku związane były z mieszkańcami dawnej parafii Zazule-Kozaki koło Złoczowa, którzy zostali wysiedleni na Ziemię Lubuską.
Romańscy byli właścicielami dóbr Łuka od początku XIX wieku i przez blisko 150 lat dawali pracę oraz możliwość kształcenia się mieszkańcom okolicznych wsi.
Kazimierz Antoni Romański urodził się 14 grudnia 1891 roku w Łuce jako trzecie dziecko Antoniego i Ksawery Parczewskiej i był ostatnim właścicielem majątku łuczańskiego. Po śmierci ojca (1904), majątek przejął starszy brat Kazimierza Tadeusz Jan (ur. 1889), który nie cieszył się długo odziedziczonym majątkiem. Gdy wybucha wojna, trafia na front i w 1915 roku ginie w bitwie pod Jazykowem.
Nowym dziedzicem Łuki zostaje Kazimierz Romański. Nadciąga jednak nowe zagrożenie ze wschodu – bolszewicy i Kazimierz trafia na front, gdzie dokonuje niezwykłego czynu.
98 lat temu, 9 października 1920 roku, w czasie wojny polsko-bolszewickiej dziedzic Łuki rotmistrz Kazimierz Romański, dowodząc 3 szwadronem 108 Pułku Ułanów, wsławił się szarżą kawaleryjską pod wsią Hruziny, gdzie jego szwadron dysponujący siłą 50 szabel po wyjściu z lasu został ostrzelany ogniem paruset karabinów ręcznych i licznych karabinów maszynowych przez grupy piechoty sowieckiej. Rotmistrz Romański poprowadził wtedy brawurową szarżę swojego szwadronu na bolszewików biorąc 250 jeńców, 3 taczanki, 3 wozy, kasę wraz z 5 milionami rubli oraz sztandar 44-go pułku piechoty sowieckiej. Reszta oddziałów sowieckich uciekła do lasu.
To wymagało niezwykłej odwagi. W 50 szabel uderzyć na wielokrotnie liczebniejszego przeciwnika. Za tę szarżę Romański został odznaczony srebrnym krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari V klasy.
Kazimierz Romański przeszedł potem do rezerwy i pracował dorywczo w Powiatowej Komendzie Uzupełnień w Złoczowie.
Okres międzywojenny to czas intensywnego rozwoju majątku i okolicznych wsi. Romański funduje w pobliskich Kozakach tzw. Dom Ludowy, pomaga zorganizować zlewnię mleka. Tak jak jego ojciec – wspomaga parafię Zazule-Kozaki i prowadzoną przez siostry zakonne szkołę.
Dwór w Łuce daje zatrudnienie pracownikom najemnym, a także daje możliwość kształcenia – moja babcia Zofia Czerniecka uczyła się tam krawiectwa oraz (!) języka francuskiego, jej brat Andrzej był tam ekonomem. Dziedzic Romański był wymagającym gospodarzem – według wspomnień Luby Waszczuk (Ułycznej) z Łuki (2009 r.) często zasiadał na balkonie swego dworu i przez lornetkę obserwował pracujących na jego polach chłopach – tym robiącym częste i długie przerwy mniej płacił. Na przedwiośniu jednak pomagał mniej zaradnym rodzinom rozwożąc im ziemniaki i zboże, co z kolei nie było dobrze przyjmowane przez pracowitych i bogatych gospodarzy. Takie majątki ziemskie to były dobrze zorganizowane przedsiębiorstwa.
Jedyna znana nam fotografia Romańskich pochodzi z ok. 1938 roku (tu zobacz fot. w powiększeniu)
W 1939 roku po napaści Związku Radzieckiego na Polskę, majątek Romańskiego zostaje znacjonalizowany i rozgrabiony. Sam Romański, wiedząc co czeka go z rąk sowietów ucieka z Łuki.
Do niedawna nie wiedzieliśmy jakie były losy Romańskiego w czasie pierwszej (sowieckiej) i drugiej okupacji (niemieckiej). Z fragmentów wspomnień dawnych mieszkańców wiedzieliśmy jedynie, że ukrywał się na plebanii na Kozakach i wspomagał swoją wiedzą i doświadczeniem (już w stopniu majora) konspirację Armii Krajowej.
Ze wspomnień dowódcy plutonu AK Kozaki Otmara Strokosza wiemy, że Romański był częstym gościem księdza Jana Cieńskiego w Złoczowie.(O. Strokosz, W Armii Krajowej. Z Zaolzia przez okupowany Lwów do III Rzeczypospolitej, Kraków 1994). Porucznik Strokosz – ukrywający się na Kozakach uciekinier ze Śląska Cieszyńskiego opisał też ciekawy ślad dawnej feudalnej zależności (mentalności?) miejscowych chłopów.
Zastanawiały mnie bardzo, a nie ukrywam robiły na mnie wrażenie jakiegoś zacofania pewne miejscowe obyczaje. Przykładowo, biorąc udział we Mszy Świętej w miejscowym kościele, po nabożeństwie nikt z kościoła nie wychodził, zatem i my z żoną czekaliśmy. Po jakimś czasie z zakrystii wyszedł ksiądz już w przebraniu, a do niego dołączył siedzący z przodu cywil (jak się później okazało był to właśnie p. Romański – dziedzic) i razem wychodzili przez kościół w kierunku wyjścia z kościoła, nadstawiając ręce, a parafianie ich całowali w ręce. Jak się później okazało tak samo czynili przy każdym powitaniu się nawet na ulicy.
Spotkania konspiracyjne w których uczestniczył major Romański oraz komendanci drużyn bojowych, organizowane były u gospodarza Głowiaka, którego gospodarstwo położone było samotnie za małym zagajnikiem ok. 2 km. od wsi Kozaki i Łuka – na tzw. Brzegach. Konspiracyjna siedziba została zaatakowana przez banderowców w nocy 28 lutego 1944 roku – podpalono gospodarstwo Głowiaków. Rodzina broniła się ostrzeliwując się z murowanej piwnicy. Na odsiecz z Kozaków wyruszył natychmiast kilkunastoosobowy oddział AK, który skutecznie przepłoszył banderowców ostrzałem. Rodzina Głowiaków została uratowana. Niestety całe gospodarstwo spłonęło i zmarło niemowlę przedwcześnie urodzone w piwnicy ogarniętej płomieniami. Ze wspomnień Zofii Pełech (2011 r.) wiemy, że pogorzelców z Brzegu na Kozaki przywiózł konnym wozem Kazimierz Romański z Franciszkiem Czernieckim.
Dalsze losy majora Romańskiego, po 1945 roku, nie były znane. Jednak dzięki internetowemu inwentarzowi IPN poznaliśmy niedawno kolejny epizod z jego życia. W olsztyńskim oddziale IPN znajdują się akta sprawy karnej z roku 1954, w której Kazimierz Romański był najpierw świadkiem, by potem stać się głównym oskarżonym o działanie na szkodę interesu publicznego. (Akta IPN 1954-1955. Akta prokuratorskie w sprawie karnej przeciwko: Dubek Ignacy, imię ojca: Wojciech, ur. 22-07-1905 r., Romański Kazimierz, imię ojca: Antoni, ur. 14-12-1891 r., podejrzanych o działanie na szkodę interesu publicznego tj. z art. 286 § 1 kk. Sygnatura IPN Ol 4/70).
Lektura tych dokumentów pokazuje nie tylko anormalne działania prokuratorów czasów PRL, ale też mechanizmy działania socjalistycznej gospodarki, gdy kierownikiem ważnego przedsiębiorstwa (ważny, gdyż materiał zarodowy pochodził z importu, z Anglii, ośrodek hodowli świń PGR Woźnice,) został już w 1945 roku Ignacy D., chłopskiego pochodzenia, absolwent 5-klasowej szkoły powszechnej (z parobka na dyrektora – taki socjalistyczny odpowiednik amerykańskiego mitu: od pucybuta do milionera, tyle, że efekt był nieamerykański). Efekty pracy PGR-u pod kierownictwem Ignacego D. były bardzo złe – świnie padały z braku paszy, przemarzały i zdychały z powodu źle zabezpieczonych chlewni. Dyrekcja PGR Giżycko wysłała na miejsce starszego referenta produkcji zwierzęcej Kazimierza Romańskiego, który w kilku raportach szczegółowo przedstawił błędy, które prowadziły do strat w hodowli (w 1953 roku padły 102 warchlaki – około jedna czwarta przychówku).
Zalecenia Romańskiego kierowane do kierownika Ignacego D. były ignorowane. Gdy strat w hodowli nie dało się ukryć, prokuratura wszczęła śledztwo przeciw kierownikowi chlewni. Jednak po kilku przesłuchaniach i stwierdzeniu, że Romański jest byłym obszarnikiem, to on stał się głównym oskarżonym, gdyż „ograniczał się tylko do stwierdzenia stanu faktycznego”. Znamienne jest to, że kierownik PGR w czasie trwania śledztwa nie otrzymał żadnych sankcji, zaś wobec Romańskiego zastosowano dozór milicyjny.
Wyrok Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie (z 21.08.1954 r.) też pokazuje ludową sprawiedliwość. Główny winowajca – Ignacy D. otrzymał wyrok 10 miesięcy więzienia, zaś Romański – czyli ten, który wielokrotnie i bezskutecznie zwracał uwagę na nieprawidłowości (o czym mowa w zeznaniach świadków) – otrzymał karę 2 lat więzienia. Wiceprokurator wojewódzki M. Mulan wyrok uznał za słuszny. Dopiero odwołanie oskarżonych skierowane do Sądu Najwyższego w Warszawie sprawiło, że kary zostały zawieszone. Tak minęły dwa lata, na pewno bardzo nerwowe (w aktach jest wzmianka, że choruje na serce), życia Kazimierza Romańskiego.
Z zeznań Kazimierza Romańskiego dowiadujemy się jak przetrwał II wojnę światową i co robił po jej zakończeniu. Nie przyznał się do służby w wojsku oraz oznajmił, że nigdy nie otrzymał żadnych odznaczeń. Początkowo (strona 3 zeznań) Romański stwierdza, że przed wojną był jedynie zarządzającym (administratorem) majątkami w Perepelnikach, Nuszczu (u Zawidowskiego), Płuhowie (u Listowskiego). Dalej mówi, że w 1908 zdał dużą maturę, i w 1913 roku ukończył studia na Wydziale Rolnictwa we Wrocławiu. W Łuce miał posiadłość o wielkości 30 ha, kamieniołom i młyn. Wojna zastała go w Krakowie, gdzie był od sierpnia 1939 roku u krewnych jego matki Zofii Parczewskiej. Przez okres okupacji zajmował się handlem, zaś w 1942 roku pojechał na wschód i pracował jako pracownik umysłowy w kopalni węgla brunatnego w Kozakach-Zazulach. We wrześniu/październiku 1944 wyjechał do Krakowa. Wyzwolenie zastało go w majątku Promnik Zespół Kielce – Popławskiego, w którym prowadził księgowość. Po likwidacji majątku, organizował w nim szkołę rolniczą, zaś później wyjechał do Katowic. Pracował w Okręgu Opole, zaś po przekształceniu tam majątków ziemskich w PGR-y, w marcu 1949 roku wyjechał do Giżycka, gdzie odbył kurs zootechniczny. Na tym kończy się trzecia strona zeznań Romańskiego.
Na czwartej stronie protokołu Romański odwołuje poprzednie zeznanie. Przyznaje, że jest byłym obszarnikiem. Majątek Łuka obejmował 300 ha ziemi – 150 ha należało do niego i 150 do jego siostry. Romański zarządzał całym 300-hektarowym majątkiem, ale też pomagał w Perepelnikach oraz od 1935 roku zarządzał 100-hektarowym majątkiem w Płuhowie. Dalej dodaje, że na wschód przeprawił się łodzią przez San w 1942 roku, zaś z Kozaków uciekł w 1944 roku, gdyż miały tam miejsce masowe mordy. W latach 1940-1941 mieszkał w Paszkowcach u kuzyna (Wężyk, miał majątek o wielkości 250 ha) oraz w Krakowie u Zofii Parczewskiej, która miała niską emeryturę pocztową płaconą wówczas przez Niemców i trzeba było jej pomagać finansowo. Dlatego Romański trudnił się wtedy handlem. Na wschód wyjechał jednak nie w 1942, ale we wrześniu lub październiku 1941 roku. W październiku 1945 roku wyjechał na Kujawy i był tam dyrektorem zespołu majątków podlegających urzędowi ziemskiemu. W 1946 roku był dyrektorem majątku Kujawy powiat Prudnik, a od jesieni 1947 w Pławnowicach koło Gliwic. Następnie skierowano go na kurs zootechniczny do Żydowa koło Poznania, po którym wysłano go do Giżycka (miejsce zamieszkania: Giżycko ul 3 maja 30). Siostra mieszkała w Krakowie i była na utrzymaniu syna Macieja Wężyka, który pracował w szewskiej spółdzielni pracy w Krakowie (miał wyższe wykształcenie w zakresie handlu eksportowego i „udzielał się w sporcie”).
Zeznanie momentami jest dość zagmatwane, chronologia zaburzona, ale poznajemy z niego wojenne i powojenne losy dawnego dziedzica Łuki. Losy typowe dla niszczonej przez komunistów, jakże ważnej, klasy społecznej – ludzi wykształconych, przedsiębiorczych, odważnych. Ludzi, którzy wywalczyli niepodległość a potem budowali II RP.
I oczywiście nasuwa się pytanie – co się stało w czasie przesłuchania między 3 a 4 stroną protokołu, że Romański zmienił zeznania? Czy go bito, czy czymś zaszantażowano? Tego się już zapewne nigdy nie dowiemy.
Nie znamy dalszych losów majora Romańskiego. W czasie procesu miał już 64 lata, był kawalerem, nie miał potomków.
Major Kazimierz Romański – odznaczony Virtuti Militari za rozbicie sowieckiego pułku piechoty, członek Samoobrony AK na Kozakach – wygnany z domu i ograbiony przez komunistów z majątku. Człowiek zasłużony dla Niepodległej. Dziś gdy lubuskie muzea i uczelnie nie chcą badać i popularyzować kresowej przeszłości Lubuszan – kto ma o nim przypominać jeśli nie my? Jego losy to ważny fragment przeszłości naszych przodków.
Bogusław Mykietów, Zielona Góra