„Do dzisiaj to w oczach mam…” Maria Pańczyszyn z Wapnicy – świadek końca polskich Kresów

Nie ma lepszej lektury na zaduszkowy listopad niż stare fotografie i dokumenty. Dziś prezentujemy zbiór, mającej 90 lat Marii Pańczyszyn z Pyrzan. To kolejna opowieść o zwykłych ludziach, których może nie znajdziemy w podręcznikach historii, ale przecież to oni tworzyli koloryt Kresów – swoją pracą, pasjami czy nawet trudnym charakterem. Do naszej mozolnie budowanej kresowej mozaiki dziś dokładamy kolejne obrazy…


Pani Maria urodziła się w 1928 roku na Podolu w małej osadzie w niewielkim wąwozie zwanym Wapnicą, niedaleko Złoczowa. To tam przed wiekami lubił polować król Jan Sobieski a wypływające źródło tworzące mały wodospad, według legendy nazwane przez Sobieskiego „Niedowiarką” przyciągało chorych, gdyż woda miała cudowną leczniczą moc.

W swoim długim życiu pani Maria doświadczyła ciężkiej pracy na roli. Oczyma nastolatki widziała okrwawione nogawki spodni Rosjanina – żołnierza Armii Czerwonej, który katował Polaków na złoczowskim zamku, potem trupy żydów pomordowanych przez Niemców. Od 1941 roku, gdy umiera ojciec Marii, wraz z mamą muszą sobie radzić same. Gdy wokół płonęły gospodarstwa Polaków, nie mogły być pewne następnego dnia. Przeżyły napad bandytów – dla nich szczęśliwy bo tylko rabunkowy. Ale jak po latach Maria przyznała z goryczą – napastnikami byli Polacy.

W 1945 roku, gdy dorośli zdecydowali, że lepiej opuścić rodzinne domy, niż zginąć z rąk banderowców czy czerwonoarmistów, wyjechała z mamą na zachód.

Ostatni dzień, ja już tego nie pamiętam, tylko pamiętam swój wyjazd ze swojej Wapnicy jak to my tam nazywali. Przyszedł wóz, załadowali co mieli na wóz a ja krasule na sznurek i za wozem, jeszcze żem kawał odeszła od domu jeszczem się popatrzyła na swój dom to do dzisiaj go widzę, na tą strzechę, na tą stodołę, na podwórko, do dzisiaj to w oczach mam, a więcej co mogę powiedzieć? (Maria Pańczyszyn w wywiadzie w 2011 roku)

W zabranym do podróżnej skrzyni majątku znalazło się, to co dziś możemy oglądać w naszym archiwum.

Znakomita kolekcja obrazków świętych – w tym prymicyjny unikat: ks. Jana Schillera, który w 1941 roku został aresztowany przez NKWD i wywieziony na Syberię. Według niektórych źródeł udało mu się wrócić do Lwowa, gdzie w lutym 1944 roku został zamordowany przez Ukraińców. Na odwrocie obrazka widzimy dopisek wówczas 12-letniej Marii: Pamiątka z rykowa od Jana Schillera. Ślad po zapomnianym kresowym męczenniku.

Jest pismo z krakowskiej Izby Skarbowej z Wydziału Emerytur. Prekursor ZUS-u już wtedy działał jak jego obecny odpowiednik: na prośbę Jana Kłaka z 10.12.1930, odpisano mu po 5 miesiącach: 6.05.1931, a wysłano do niego to pismo 13.07.1931 roku! Prosta odpowiedź zajęła urzędnikom 7 miesięcy.

1931, 6 maj. Kraków. Izba Skarbowa Wydział Emerytur w Krakowie w sprawie zwrotu kosztów 8 zł za rachunek woźnicy. Zbiory Marii Pańczyszyn z Pyrzan.

Mamy w zbiorach Marii Pańczyszyn unikatowe, jedyne zachowane z dwóch znanych nam fotografii majora Kazimierza Romańskiego – kresowego ułana, bohatera wojny z Armią Czerwoną w 1920 roku. Romański ze swoim szwadronem nie wahał się wówczas uderzyć na dziesięciokrotnie liczebniejszego przeciwnika. To wymagało niezwykłej odwagi – w 50 szabel uderzył na sowiecki pułk piechoty. I wygrał potyczkę! Wziął do niewoli 250 jeńców, zdobył 3 taczanki, 3 wozy, kasę wraz z 5 milionami rubli oraz sztandar 44-go pułku piechoty sowieckiej. Za tę szaleńczą szarżę Romański został odznaczony srebrnym krzyżem orderu wojennego Virtuti Militari V klasy. Jeszcze w tym tygodniu, na podstawie akt IPN, opiszę nieznane dotychczas powojenne losy Romańskiego. My Kresowianie nie musimy szukać bohaterów Niepodległej w Warszawie – mamy swoich, o których niestety nie pamiętają ani lokalne władze ani instytucje.

1938, około. 1. Maria Antonina Józefa Wężyk z domu Romańska (ur. 4.08.1889), córka Antoniego i Ksawery Parczewskiej. 2. Maciej Jan Krzysztof Wężyk (1925-1994), syn Marii Antoniny Józefy i Władysława. 3. Kazimierz Antoni Romański (ur. 14.12.1891 r.), syn Antoniego i Ksawery Parczewskiej. Zbiory Marii Pańczyszyn z Pyrzan.

W zbiorach rodziny Pańczyszynów odnajdujemy fotografię kopalni węgla brunatnego na Kozakach z około 1945 roku. Zakład dał w czasie wojny zatrudnienie nie tylko miejscowym, ale też wielu uciekinierom wojennym, występujących tu pod fałszywymi nazwiskami. Znaczna część pracowników stanowiło trzon Armii Krajowej na Kozakach. Na lewo, za polem kadru jest miejsce, gdzie zamordowano i pochowano kilkuset Żydów z niemieckiego obozu pracy na Kozakach.

1945, około, Kozaki Zazule, kopalnia. Zbiory Marii Pańczyszyn z Pyrzan.

Robotników z Kozaków znajdziemy na wojennych fotografiach zrobionych w czasie budowy drogi.

W tuż powojennej rzeczywistości, gdy Gorzów był też jeszcze Landsbergiem nad Wartą, kresowianie otrzymywali nowe dokumenty tożsamości – także dla swoich zwierząt. Oto „Tymczasowy Dowód tożsamości krowy” z adnotacją: „Wobec wielkiego braku krów, władze cywilne i wojskowe uprasza się o niezabieranie krowy.”

Wiele fotografii ukazuje wesołe i smutne wydarzenia pyrzańskiej społeczności: wesela i pogrzeby. Niestety tożsamość wielu osób z tych grupowych ujęć uleciała w niepamięć.

Pani Maria opisując fotografie, przekazując to co zachowała w pamięci, wykonała ogromną pracę dla przyszłych pokoleń. Czasem niepozorne zdjęcie wydobywało z zapomnienia scenę sprzed wielu lat. Jak w przypadku tego kadru:

1943, około, Kozaki. 1. Józef Pańczyszyn 2. Władysław Stojanowski (po wojnie Wrocław). Zbiory Marii Pańczyszyn z Pyrzan.

Było to w czasie wojny. Pewnego letniego poranka, razem z Marią Wilk (Zakaszewską) pasłam krowy między Wapnicą a Trościańcem Małym. Nagle w zbożu usłyszałyśmy płacz dziecka, które zawodziło ke-he ke-he. Pobiegłyśmy odszukać niemowlę, ale im bliżej podchodziłyśmy tym głos się oddalał. Nie mogłyśmy go odnaleźć. Zaczęłyśmy się niepokoić, gdyż nieopodal był stary opuszczony cmentarz. Ludzie powiadali, że dusze nieochrzczonych dzieci często błądzą po tym świecie i upominają się o łaskę chrztu. Powiedziałam więc głośno, tak jak mnie uczyła mama: „Jeśli jesteś panna niech ci będzie Anna, jeśli jesteś pan niech ci będzie Jan”. Po tym zapadła cisza.

Zabłąkana dusza po tym improwizowanym chrzcie, chyba znalazła drogę do nieba, a historię sprzed ponad 70. lat pani Maria przypomniała sobie widząc na fotografii Władka Stojanowskiego, który właśnie tamtego dnia z góry przypędził na pastwisko konie.

Kresowiance z podzłoczowskiej Wapnicy życzymy 200 lat życia, by jeszcze długo przypominała sobie kolejne kresowe historie.

Kolekcję poświęconą pamięci mamy Marii Pańczyszyn – Rozalii Kłak z Czernieckich obejrzą Państwo tu:

KŁAK ROZALIA CÓRKA JÓZEFA (1889-1977) WAPNICA KOZAKI -> PYRZANY

Bogusław Mykietów, Zielona Góra.