Nigdy nie spotkałam go wśród żywych w mojej familii. Jednakże często spotykałam się z nim we wspomnieniach mojej mamy i ciotki Anielki…
Urodził się 4 marca 1906 na Kozakach koło Złoczowa. Był najstarszym dzieckiem w rodzinie Antoniego i Franciszki Stojanowskich. Ożenił się ze Stefanią z Wilków. Mieli córeczkę Jankę. Gospodarzyli sobie na swoim w Kozakach. Był „złotą rączką” – sam zbudował dom, sam do tego domu porobił „duże fajne” (jak mówiła ciotka Anielka) meble.
Zawsze jak do nas przychodził przynosił mi cukierki – wspominała mama (o 17 lat młodsza od brata). Nie był człowiekiem pokornym, czy bezmyślnym, miał swoje zdanie. Do wojny żył sobie spokojnie. W czasie wojny zaczęły w jego stronę płynąć pogróżki od Ukraińców z bliskiego otoczenia. Przyjmował je nad wyraz pewny, że nikt niczego złego mu nie zrobi. W roku 1941, rankiem czerwcowego dnia, wybrał się kosić trawę na najdalszą od domu łąkę. Wczesnym popołudniem ciotka Stefka zaprowadziła małą Jańcię do swojej siostry Pauliny, która miała ją przypilnować. Kiedy wróciła do domu w garnku już kipiała woda. Wrzuciła na war pierogi i w tym czasie do jej domu przyszło dwóch sowietów z karabinami. Zapytali po rusińsku – tak wspominała.
De twij czołowik? – Odpowiedziała, że kosi łąkę.
Wedy do neho – padło polecenie.
Zaraz tylko wyjmę pierogi dla niego. – Wyjęła pierogi z garnka do miski, okrasiła, owinęła miskę jakimiś ręcznikami i w drogę do Jaśka, z sowietami. Przeszli tę długą drogę bez choćby jednego słowa. Doszli do wujka. Nie pozwolili mu zjeść. Nie pozwolili ciotce i wujkowi zbliżyć się do siebie. Padło polecenie:
Idesz z namy! – Wtedy ciotka Stefka widziała swojego męża żywego po raz ostatni…
Na linii frontu zmieniło się – uciekli Ruscy, przyszli Niemcy, ale po wujku żadnego śladu… Moja mama chodziła ze swoją bratową szukać zaginionego. Nigdzie żadnych śladów. Niemcy na zamku w Złoczowie wykopywali ofiary mordów sowieckich – poszły razem nawet tam. Stosy walających się dokumentów, trupy… jeden przy drugim… odór rozkładających się ludzkich zwłok.
Jaśka nie było! Szukały go po lasach – co dzień dalej od domu, po stronie w którą poszli z nim sowieci. Szóstego dnia od zaginięcia wujka szły przez las oddalony około osiem kilometrów od domu. Stali tam taborem Cyganie. Od taboru w ich stronę szła stara Cyganka, wołając ciotkę po imieniu Stefka i gestem ręki zapraszając ku sobie. Kiedy się do siebie przybliżyły spytała ciotkę:
Ty szukajisz swohu czołowika? – Nie czekając na odpowiedź wskazała kierunek i powiedziała, że leży przyrzucony grubą warstwą gałęzi. Szły zgodnie ze wskazówkami Cyganki. Mama pytała ciotkę, czy zna tę Cygankę. Ta odpowiedziała, że nigdy dotąd jej nie widziała. Znalazły Jaśka pod stertą gałęzi. Poraził je nie odór, a wygląd zamordowanego. Na rękach nie było skóry – wycięto mu „rękawiczki”, a na głowie miał zdartą skórę z włosami w kształcie szerokiego krzyża. Dziadek wozem pojechał do lasu po syna i przywiózł go do domu w Kozakach. Następnego dnia był pogrzeb…
Kozaczanie, którzy go tłumnie żegnali mówili, że „to nie sowiety, no banderowcy” jego zamordowali. „Sowiety były łaskawsze – strzelały w tył głowy, a bandery męczyli – na strach w okolicy”. Mówiła mama: może Jaśku by żył, gdyby Stefka ich nie poprowadziła wtedy do niego na łąkę?… Zaraz na drugi dzień przyszli Niemcy…
Może gdyby nie wojny, ludzkie czucia byłyby bliższe istocie stworzonej na obraz i podobieństwo?… A tak niejedno homo sapie wrogością do drugiego homo… Homo Sapiens – „piękny” wyróżnik w świecie fauny?
Genealogia Jana Stojanowskiego: Stojanowski Jan syn Antoniego (1906-1941) Kozaki-Zazule
Autorka: Teresa Lesiuk z domu Pełech (ur. 1949) – córka Jana i Marii z domu Stojanowskiej. Mieszka w Pyrzanach, niewielkiej wsi w województwie lubuskim, której trzon stanowili repatrianci z okolic Złoczowa (głównie Kozaki z przysiółkami, Trościaniec Mały). Urodziła się na ziemiach odzyskanych, ale całe życie spędziła wśród Kresowian, dzięki czemu sprawnie posługuje się swoistą gwarą, której używali (choć w jej rodzinnym domu mówiło się zawsze czystą polszczyzną). Na przełomie lat 60. i 70. przez kilka lat mieszkała w Witnicy, pracując jako nauczycielka w miejscowej szkole podstawowej. Wróciła do Pyrzan, by wesprzeć rodziców w prowadzeniu gospodarstwa rolnego i osiadła w nich na stałe. Dziś emerytka – ciągle z ogromem energii. Jej wielką pasją jest badanie przeszłości przodków.
Jedna odpowiedź do “Wujko Jaśku. Dramat czerwcowego dnia roku 1941”
Możliwość komentowania została wyłączona.