Zbieramy chętnych na wyjazd na Kozaki ? by zobaczyć okolice opisane w książce. Na zgłoszenia czekamy do końca stycznia 2020 r.: Bogusław Mykietów: aka@mykietow.pl
Nota wydawnicza wersji internetowej: Zbigniew Czarnuch,?Opowieść o dwóch ziemiach mieszkańców Pyrzan?, www.archiwumkresowe.pl 2020, Podstawą tekstu jest wydanie pierwsze z roku 1991, które zostało przez autora przejrzane, poprawione i uzupełnione. Tekst ? Zbigniew Czarnuch 2020, ilustracje oznaczone znakiem wodnym ? www.archiwumkresowe.pl . Dopiski (dop.): Bogusław Mykietów ? w treści: BM. Uprasza się przy cytowaniu fragmentów, o podanie źródła jak wyżej.
Po zakończeniu cyklu umieścimy na naszej stronie, w zakładce ZAZULE KOZAKI KOŁO ZŁOCZOWA, WOJEWÓDZTWO TARNOPOLSKIE całą treść publikacji w jednym pliku, by można było tekst pobrać i wydrukować.
Dziś prezentujemy kolejną część: SZKICE Z ŻYCIA WIEJSKIEGO KOZAKÓW I OKOLIC
Podczas pierwszej wojny światowej, w sierpniu 1915 roku, w tych stronach toczyła się jedna z wielkich bitew. Kozaki, Amrozy, Zazule, Strutyń, znalazły się na linii frontu rosyjsko-austriackiego. Wiele domostw zostało zniszczonych. Zginęło wielu mieszkańców okolicznych miejscowości wcielonych do austriackiej armii. Pierwsze lata powojenne trzeba było przeznaczyć na leczenie wojennych ran. Kuracja była o tyle trudniejsza, iż były to lata powojennego kryzysu i gigantycznej inflacji ówczesnego pieniądza: marki polskiej zastąpionej wkrótce złotym.
Życie powracało do swego odwiecznego rytmu regulowanego porami roku. Kozaki, jak i wsie okoliczne, nie należały do zamożnych. Domy tu były raczej małe, sporo drewnianych, krytych słomą. Zdarzały się jeszcze kurne chaty bez kominów. Gospodarstwa niewielkie, choć byli i gospodarze zamożniejsi. Życie tutejszej wsi ze znawstwem opisał Antoni Pająk. Choć się wychował w Amrozach, to życie obu miejscowości niewiele się różniło.
Rozwój życia społecznego wsi utrudniała rozproszona zabudowa. Teraz, po krwawych dniach Złoczowa, doszły jeszcze rozłamy na tle narodowo-wyznaniowym. Starsi tęsknili do dawnych czasów, kiedy to różnice wyznania i języka nie stawały się źródłem wzajemnej nienawiści. Od wieków występowały tu małżeństwa mieszane i nie było to źródłem konfliktów w rodzinie. Teraz zaczynało być strasznie.
Tym tęskniej wspominano czasy społecznego pokoju, kiedy to Polacy i Żydzi brali udział w malowniczych obrzędach religijnych Ukraińców podczas święta Jordana. Szła wtedy wśród ośnieżonych dróg procesja nad rzeczkę czy staw, aby odprawiać modły pod krzyżem wyciętym nieraz z tafli lodu. Wiosną jakże ciekawa była dla unitów i Żydów procesja na Boże Ciało. Dzieciarnia zaś wszystkich wyznań z niecierpliwością oczekiwała żydowskiego święta Pesah, kiedy to wyznawcy judaizmu odżywiali się tylko przaśnym chlebem ? macami. Jakże wszystkim smakowały te przysmaki przynoszone przez kolegów z pejsami i w jarmułkach.
W samych Kozakach w okresie międzywojennym Żydów było tylko kilka rodzin. Kiedyś były w najbliższej okolicy aż cztery karczmy dzierżawione przez ludzi tej narodowości. W pamięci dawnych mieszkańców tej wsi zachowała się opowieść o reakcji chłopów na wieść o tym, że we wsi budowany będzie kościół, co przyjęte zostało z niedowierzaniem. Powiadano: ?Tak, rzeczywiście przyjdzie biskup, ale z brodą i pejsami, w czapce z lisich ogonów. On wybuduje z pewnością, ale kolejną karczmę, a chłopi będą dzwonili kieliszkami?.
Jest w tej opowieści dalekie echo zdarzeń, o których pisze Paweł Jasienica w jednej ze swoich książek. W roku 1744 Michał Kazimierz Radziwiłł wydzierżawił Michałowi Wiśniowieckiemu odziedziczoną po Sobieskich olbrzymią włość złoczewską ? jak dawniej pisano. Składała się ona z kilkunastu wsi oraz z siedmiu kluczów folwarcznych. Książę Wiśniowiecki nie zamierzał sam gospodarzyć, znalazł więc sobie poddzierżawców w osobach Szlomy i Michla Moszkowiczów. Wziął od nich gotówką dziewięćdziesiąt tysięcy siedemset pięćdziesiąt złotych w zamian za dzierżawę na trzy lata z prawem do zbiorów i pańszczyzny oraz pożytkami: monopol pędzenia wódki, piwa i sycenia miodu, monopol na wszystkie młyny, opłaty targowe, tudzież myta (opłata za przejazd przez most), prawo handlu winem węgierskim i wszelkim innym. Komendant złoczowskiego zamku odpowiedzialny był za dopilnowanie warunków kontraktu, to znaczy musiał na przykład baczyć, by nikt z włościan nie ważył się wozić ziarna do młynów nie podlegających Moszkowiczom.
Liczna gmina żydowska w Złoczowie wsławiła się wkrótce po tym kontrakcie Moszkowiczów pojawieniem się tu słynnego Magida złoczowskiego ? rabbi Jechiela Michała, jednego z przywódców ożywienia religijnego zwanego ruchem chasydzkim. Do Złoczowa zjeżdżali chasydzi z dalekich stron, aby wysłuchiwać nauk mędrca i prosić go o wstawiennictwo do Najwyższego, którego imienia nie godzi się wypowiadać.
W opowieściach chasydów zachowała się następująca przypowieść rabbi Jechiela: ?Kiedyś wygłaszając kazanie przed licznym zgromadzeniem, rabbi Michał rzekł: ?Trzeba słuchać moich słów? i zaraz dodał: ?Nie powiadam: ?Słuchajcie moich słów?, lecz ?Trzeba słuchać moich słów?, ?mam więc też na myśli siebie: i ja powinienem słuchać moich słów?.
Było to jednak dwieście lat wcześniej. W latach międzywojennych ruch chasydzki ustąpił miejsca w tym środowisku ruchowi rewolucyjnemu i syjonistycznemu. Część Żydów zaangażowała się w ideały marksizmu, marząc o związku, który ?ogarnie ludzki ród? i tęskniąc do Związku Radzieckiego. Inni przyjęli ideę Teodora Herzla ? twórcy syjonizmu, głoszącego, że jedynym miejscem na ziemi, w którym Żydzi mogą być pewni, że nie będą obywatelami drugiej kategorii, jest Palestyna. Stąd hasło powrotu do ziemi świętej. Program ten wywołał sprzeciw starozakonnych, głoszących zgodnie z Pismem Świętym, że Bóg ześle Mesjasza i ten dopiero poprowadzi naród wybrany do Jeruzalem. Była jeszcze jedna grupa Żydów, ci którzy postanowili się asymilować, czyli przyjąć chrzest, stać się katolikami, spolszczyć nazwisko i stać się Polakami. Asymilowano się także w społeczności ukraińskiej, rosyjskiej i innych.
Były to jednak zmartwienia dużej grupy ludności Złoczowa i tych kilku rodzin w Kozakach i okolicy. Większość mieszkańców tej wsi napotykała na problemy inne, choć z tej samej dziedziny. Gdy w wyniku spotkań na polanie ?Koło Pana? zdarzało się, że młodzi mający się ?ku sobie? pochodzili z rodzin o różnej narodowości, czyli w tutejszych realiach różnych religii, tradycja nakazywała, aby małżonkowie pozostawali przy swojej wierze, zaś problem chrztu dzieci rozwiązywano w ten sposób, że chłopców wychowywano w wierze ojców, a dziewczynki w wierze matek. Tak było przez wieki, ale takie rozwiązania nie odpowiadały już nacjonalistyczne nastawionym księżom obu wyznań. Zdarzały się przypadki, kiedy matka usłyszała przy spowiedzi zarzut: ?potopiłaś swe dzieci w morzu obcej wiary, obcego narodu? i były kłopoty z rozgrzeszeniem. Szczególny nacisk wywierali księża uniccy. Ludziom bowiem bardziej opłacało się być wyznawcą kościoła rzymskokatolickiego niż unickiego. Grekokatolicy mieli trudności w szkołach średnich, wyższych, a już marzyć nie mogli o posadach państwowych.
Sąsiednia Łuka zamieszkana była przez Ukraińców. Tu odbywały się ich uroczystości narodowe. Plac dekorowano dwubarwnymi flagami narodowymi z kolorem nieba (błękit) i łanu pszenicy (żółty) oraz godłem tryzuba ? pradawnym herbem dynastii Rurykowiczów, z której wywodzili się władcy Rusi Kijowskiej. Młodzież tańczyła jahyłkę bawiąc się w kręgu. Śpiewano ?Szcze ne wmerła Ukraina i sława i wola / Scze nam bratia mołodyji uśmiechnet sia dola?. Chóralnie skandowano hasło: ?Czorna hryczka bieli kinci trymajmo sia Ukrainci?. Podobne zgromadzenia ukraińskiej młodzieży odbywały się na Łysej Górze, w Zazulach i w Monastyrku.
W polskich wsiach organizatorami patriotycznych uroczystości byli księża rzymskokatoliccy i nieliczne szkoły. W Kozakach za życia arcybiskupa Hryniewieckiego problem ten przedstawiał się nie najlepiej ze względu na częstą zmianę na stanowisku proboszcza. Proboszczem czuł się tu Hryniewiecki, choć bywał we wsi odświętnie. Ograniczało to inicjatywę księży. Arcybiskup rzeczywiście opiekował się młodzieżą, jak to napisano na tablicy nagrobnej. To on wyprowadził na księdza zdolnego ucznia Józefa Ferensowicza, kierując go do seminarium duchownego.
Życie społeczne i patriotyczne wsi ożywiło się z chwilą przyjścia tu księdza Michała Kralla. Nowy proboszcz okazał się być społecznikiem z powołania. Wyzwolił się z zadań związanych z prowadzeniem kościelnego folwarczku, który oddał w dzierżawę, wolny od obowiązków duszpasterskich czas przeznaczając na pracę społeczną w swym środowisku. Był współorganizatorem kółka rolniczego, które zbudowało w Kozakach dom ludowy z salą zgromadzeń, zlewnią mleka i sklepem. Dziedzic Romański z Łuki dał drewno, z wapnem nie było większego kłopotu, ludność dołożyła się z robocizną, imprezami zarobiono nieco grosza i we wsi obok kościoła i szkoły stanął kolejny obiekt dokumentujący prężność tutejszej polskiej społeczności. Nieważne, że ów dom ludowy ? duma wsi ? według dzisiejszej skali był raczej niepozornym domkiem.
Dzieci uczęszczały do miejscowej szkoły, której tok pracy jest dla dzisiejszych uczniów dość trudny do zrozumienia. Jak wynika z jednego ze świadectw szkolnych Jana Pełecha, ukończył on któregoś roku Jednoklasową Publiczną Szkołę Powszechną w Zazulach-Kozakach będąc uczniem oddziału trzeciego rocznika czwartego. Jedna klasa, cztery oddziały, a roczników siedem. Oznaczało to, że do jednej izby lekcyjnej chodziły na zajęcia różne oddziały, które miały lekcje łączone, i do szkoły trzeba było chodzić przez siedem lat.
Ciekawym obyczajowym rozwiązaniem życia społecznego młodzieży i starszych była tłoka. Co jakiś czas z okazji różnych gospodarskich czynności spraszano bliższych i dalszych sąsiadów. Na przykład darcie pierza, obieranie grochu i fasoli, wykopki nadawały się znakomicie do tego, aby po wykonaniu zamierzonych czynności zorganizować muzykę i w ślad za tym tańce. Było, a jakże, i co zjeść, i nieraz wypić. Tłoka ułatwiała zawieranie przyjaźni, łączenie w pary przyszłych małżonków, wymianę informacji i zaspokajała potrzebę życia towarzyskiego wsi.
Okolica ze swymi wzniesieniami, dolinami, lasami była atrakcyjnym terenem wypoczynku dla mieszczuchów. Zjeżdżali tu na letnisko mieszkańcy Lwowa, a także na obozy harcerze z różnych stron Polski. Harcerstwo ówczesne prowadziło akcję wychowawczo-propagandową mającą na celu popularyzację kresów wschodnich i wzmacnianie ośrodków polskości na wsiach. Przywożono książki, propagowano kulturę narodową, szerzono oświatę sanitarną. Z organizacji młodzieżowych prężnie działał w Kozakach oddział Związku Strzeleckiego, nastawiony w swej pracy na przygotowanie do walki zbrojnej.
Umacnianie się polskich ośrodków przyjmowane było przez przywódców ukraińskich jako zagrożenie ich marzeń o własnym niepodległym państwie. Stosunki polsko-ukraińskie były coraz bardziej napięte. Niedemokratyczna polityka władz polskich traktowania Ukraińców i innych mniejszości jako obywateli niższej kategorii ? wyzwalała zachowania agresywne.
We Lwowie podczas defilady wojskowej zamachowiec usiłował zabić prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Zabito kuratora lwowskiego okręgu szkolnego, byłego ucznia złoczowskiego gimnazjum, Stanisława Sobańskiego. Ten sam los spotkał ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, a w okolicy zamachowiec zabił właściciela jednego z pobliskich majątków. W roku 1931 organizacja nacjonalistów ukraińskich UNO podczas sesji Ligi Narodów w Genewie upowszechniała ulotkę, w której czytamy między innymi: ?Potwierdzamy, że popełnione latem ubiegłego roku na Ukrainie Zachodniej akty skierowane przeciw Polakom miały za zadanie jedynie zwalczanie osadnictwa polskiego na ziemiach naszych przodków, oraz rządów gwałtu istniejących od 10 lat (…) Prowadzimy walkę czynną z okupacją polską przyjmując za nią pełną odpowiedzialność?.
UNO przeprowadzała swe akcje terroru i gwałtu pod hasłem ?Lachy za San?. Niszczono urzędy publiczne, polskie dwory i zagrody. W odwecie rząd polski przeprowadził pacyfikację wsi ukraińskich i aresztowania przywódców. Uwięziono trzydziestu byłych posłów ukraińskich, zlikwidowano liczne ukraińskie organizacje, instytucje społeczne, gospodarcze i kulturalne. Zdarzały się często przypadki karania chłostą tych, którzy nie chcieli poddawać się represjom. Działo się to wszystko w okresie przedwyborczym, co uniemożliwiało Ukraińcom swobodny wybór swych posłów do parlamentu.
Nad ziemią złoczowską i całą Galicją Wschodnią gromadziły się ponownie ciemne chmury?
Jutro kolejna część: W LATACH II WOJNY ŚWIATOWEJ