W centrum dużej tarnopolskiej wioski Hnilcze, w sąsiedztwie kościoła rzymskokatolickiego, stoi murowany dom kryty blachą. Ma 12 m długości, 8 m szerokości, a wysoki jest na 2,80 m. Kiedyś, przed wojną, gdy mieszkała w nim rodzina Sumisławskich, był to jeden z najokazalszych budynków we wsi. Teraz wygląda smutno i… dziwnie. Małe okienka są nieproporcjonalne w stosunku do masywnych ścian. Elewacja poraniona czasem. Najstarsi mieszkańcy powiadają, że parę lat po wojnie urządzono tu kino i zamurowano pierwotne okna. A potem dom niszczał, opuszczony przez wszystkich. I tylko przyroda jakby próbowała litościwie wziąć we władanie to, co pozostawili jej ludzie. Zieleń ogarnia brzydką bryłę, trawa rośnie nawet na dachu, w rynnach, a gałęzie drzew pochylają się smutno nad tym, co kiedyś było częścią historii znanej z gospodarności hnileckiej rodziny.

Fot. 1. Dom Władysława i Karoliny Sumisławskich. Hnilcze, 2004 r. Przed budynkiem wnuk – Gustaw Sumisławski, syn Rudolfa. Fot. Mariola Złotorowicz, zbiory Janusza Złotorowicza.

Fot. 2. Plan wsi Hnilcze narysowany przez Michała Sumisławskiego, najmłodszego syna Władysława i Karoliny. Na planie autor zaznaczył dom rodzinny w centrum miejscowości.
Dom zbudował Władysław Sumisławski – gospodarz na schwał. Miał też drugie gospodarstwo, w lesie, gdzie stała tradycyjna chata pod strzechą, ale ten murowany z cegły i kryty blachą był powodem do dumy. Ziemia i gospodarowanie na niej – to było jego życie i miłość. Zaraz po Bogu i rodzinie. Te właśnie wartości małżeństwo Sumisławskich przekazało dzieciom, a mieli ich liczną gromadkę. Między najstarszym a najmłodszym synem była różnica całego pokolenia – 24 lata:
Rudolf – ur. 1900 r
Ludwik – ur. 1903 r.
Edmund – ur. 1907 r.
Józef – ur. 1909 r.
Marian – ur. 1912 r.
Adela – ur. 1915 r.
Jan – ur. 1920 r.
Michał – ur. 1924 r.

Fot. 3. Rudolf Marian Sumisławski – zapis w księdze metrykalnej chrztów parafii rzymskokatolickiej Horożanka za lata 1881-1905.
Rudolf Marian Sumisławski, syn Władysława (syna Karola i Franciszki zd. Spławskiej) i Karoliny zd. Ziobrowskiej (córki Wojciecha i Marii zd. Solskiej) urodził się 21 listopada 1900 r. w Hnilczu. Poród odebrała Magdalena Borsuk. Chłopca ochrzcił 25 listopada tegoż roku ks. Ferdynand Stec, a do chrztu trzymali Antoni Sumisławski (rolnik) i Paulina Morawska (żona Stefana).

Fot. 4. Rudolf Sumisławski – fotografia z lat 40. XX wieku. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.
Rudolf, nazywany zdrobniale Rudkiem, ukończył 4-klasową szkołę powszechną w Hnilczu. Od najmłodszych lat nie tylko pomagał rodzicom w gospodarstwie, przesiąkając rolniczą pasją i miłością do ziemi, ale także mocno udzielał się w wioskowym środowisku.
Pierwszy ważny okres w jego życiu, to odpowiedzialność za matkę i rodzeństwo, gdy ojciec Władysław poszedł na I wojnę. Wtedy kilkunastoletni chłopak musiał zmierzyć się z wyzwaniem, jakie stawiało gospodarskie życie na wsi. Poradził, bo miłość do ziemi i rolniczą pasję miał we krwi. Wkrótce, idąc śladem ojca sam miał przywdziać żołnierski mundur i wziąć udział wojnie obronnej w 1920 r. Po przeszkoleniu wojskowym służył jako kierowca czołgu, a żołnierski rozdział w jego biografii dokumentuje zabrana z rodzinnego domu książeczka wojskowa i świadectwo kursu podoficerskiego.




Fot. 5, 6, 7, 8. Książeczka wojskowa Rudolfa Sumisławskiego, dokumentująca przebieg służby wojskowej od lipca 1920 do marca 1923 (przeniesienie do rezerwy). Zbiory Gustawa Sumisławskiego.

Fot. 9. Świadectwo kursu podoficerskiego, odbytego przez Rudolfa Sumisławskiego w Okregowej Szkole Podoficerskiej nr 6 we Lwowie, 1921 rok. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.
Powołany do wojska w lipcu 1920 roku, walczył na Froncie Południowym od 15 sierpnia 1920 do 20 listopada 1920 roku. Po latach swoje wojenne wspomnienia zmieścił na jednej kartce z zeszytu: w krótkich żołnierskich słowach zamknął historię szkolenia czołgisty i walki na froncie. Spisał też słowa towarzyszącej mu Piosenki legionera. Wspomnienia wracały tym intensywniej, im bliżej był kresu życia…

Fot. 10. Kartka ze wspomnieniami wojennymi, spisana przez Rudolfa Sumisławskiego. Zbiory Gustawa Sumisławskiego (tekst – pisownia oryginalna):
1920 r. w miesiącu lipcu zostałem powołany do wojska do Lwowa przedzielony do 238 p.p. do brygady Mączyńskiego. W między czasie przyśpieszony okres szkolenia wojskowego, gdzie otrzymaliśmy czołgi od przyjaciół z Francji i równocześnie instruktorów, którzy nas ćwiczyli i zapoznawali ze sprawą czołgów. Po 2-tygodniowym szkoleniu wysłano nas na front w kierunku Lwowa do jego obrony. Ofensywa ze strony wroga została odparta, a wróg poniósł straty i wojna zakończona została dzięki czołgom Francuskim.

Fot. 11. Słowa „Piosenki legionera”, która towarzyszyła żołnierzom w 1920, spisane przez Rudolfa Sumisławskiego pod koniec życia, w latach 80. XX wieku. Zbiory Gustawa Sumisławskiego
Rudolf w swojej rodzinnej wsi dał się poznać jako człowiek o niespożytej energii, szczerej pobożności i wielkiej pracowitości. Jego brat Michał wspominał: Ksiądz proboszcz Cichocki często reżyserował przedstawienia patriotyczne i religijne. Zawsze do tych spektakli zapraszał do grania roli brata Rudolfa i siostrę Adelę. (…) Dom Ludowy, zwany Czytelnią, był od nas około 100-150 metrów. Przedstawienia przeważnie rozpoczynały się, gdy dęta orkiestra poczęła grać znane sobie pieśni. (M. Sumisławski. Wspomnienia 85-letniego Michała, Jelenia Góra 2006 r.)
Jak opowiadał syn Rudolfa, Gustaw, Sumisławski był też kimś w rodzaju koryfeusza kościelnego chóru, intonując melodyjnym głosem nabożne pieśni. Często proszono go też na chrzestnego, jako człowieka prawego i mocno związanego z kościołem.
Gdy w lutym 1925 r. zawiązano w Hnilczu Związek Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej Męskiej, Rudolf wszedł w skład grupy założycielskiej, którą oprócz niego stanowili:
Księża: Piotr Gorzelec, ekspozyt w Hnilczu i ks. Andrzej Gromadzki,
Jan Marynowski – wicepatron,
Józef Sługocki (syn Mateusza), Kazimierz Biliński, Kazimierz Sługocki, Michał Murawski
(Archiwum Państwowe Obwodu Tarnopolskiego, fond 231, opis 2, sprawa 7312, Zawiązanie ZSMP Męskiej w Hnilczu. Pismo z dn. 2 lutego 1925 r. do Wysokiego Województwa w Tarnopolu)
Ta forma zrzeszania się młodzieży była jedną z odmian apostolstwa Kościoła. W latach międzywojennych dużą rolę w wychowaniu wielu pokoleń katolików różnych stanów odegrała Akcja Katolicka, a organizacje typu ZSMP miały być fundamentem dla jej działalności.
Młodzież działająca w ZSMP uświetniała obchody rocznic patriotycznych w Hnilczu. Sekretarz Stowarzyszenia męskiego, druh Rudolf Sumisławski, tak opisywał świętowanie rocznicy Cudu nad Wisłą w sierpniu 1926 roku: Hnilcze. Po obchodzie rocznicy Konstytucji 3-go Maja, który przez udział Stowarzyszenia męskiego i żeńskiego wypadł tego roku nader imponująco, odbyła się dnia 15 sierpnia staraniem naszych Stowarzyszeń uroczystość na pamiątkę „Cudu Wisły”. Wieczorem przy licznym udziale miejscowej ludności i gości wygłosił słowo wstępne. P. dr M. Cichocki z Krakowa. Potem odegrano sztuczkę „Na wymiarze”. Większy niż zwykle dochód świadczy najlepiej o powodzeniu wieczoru. Dziękujemy na tem miejscu p. drowi M. Cichockiemu za piękne słowo wstępne, jak i za inne pogadanki o Polsce i p. prof. R. Cichockiemu za interesujący odczyt wygłoszony w czasie wakacji. (podpisany: Sekretarz Dh Sumisławski – Gotów! („Głos Związku Młodzieży”, nr 10/1926)
Drugą sferą, w której Rudolf odnajdywał się i spełniał, było rolnictwo. Jako najstarszy z synów z czasem przejął gospodarską schedę, a wraz z nią także opiekę nad rodzicami. Unowocześniał ojcowskie gospodarstwo, idąc z postępem, wciąż głodny i chłonny rolniczych nowinek. Jak wynika z zachowanych dokumentów (Spis majątku pozostawionego na wschodzie, sporządzony 1 lipca 1945 r. przez władze radzieckie oraz odręczna lista strat) Sumisławski senior i syn Rudolf sukcesywnie doposażali gospodarstwo w nowoczesne maszyny rolnicze. Oprócz prymitywnych żaren i tradycyjnego kieratu mieli młockarnię, młynek do wiania zboża, sieczkarnię, a także kultywator, pług i brony. Obok nowoczesnego na owe czasy murowanego budynku mieszkalnego postawili stajnię, stodołę, dwie tzw. komory, kurnik i bróg. Na kilkudziesięciu morgach Sumisławscy uprawiali zboża (w tym kukurydzę), rzepak, kartofle, fasolę i tytoń. Koń pracował w polu z gospodarzami, a kobiety (Karolina i jej córki, a z czasem synowa Kazia) doglądały krów i jałówek. Na podwórzu gdakały kury, biegały po trawie króliki, a w leśnym gospodarstwie stało 20 uli. Można by rzec: życie miodem i mlekiem płynące. Jednak głównie życie wypełnione ciężką pracą i głęboką religijnością, z której rodzina czerpała siły, także w tych najtrudniejszych chwilach, które miały wkrótce nadejść.

Fot. 12. Spis majątku Rudolfa Sumisławskiego pozostawionego w Hnilczu, sporządzony 1 lipca 1945 r. przez władze radzieckie.

Fot. 13. Lista strat spisana po wojnie przez Rudolfa Sumisławskiego w imieniu matki Karoliny.
Rudolf Sumisławski, człowiek – orkiestra, działał w Hnilczu także w kółku rolniczym. W 1928 r. jako delegat pojechał do Poznania na Powszechną Wystawę Krajową. Prenumerował prasę rolniczą, a o tym, jak była dla niego ważna, świadczy fakt, że zszyte i oprawione numery „Przeglądu Rolniczego” zabrał do swego bagażu w 1945 r. jadąc w nieznane na zachód. Wziął też cep – na wszelki wypadek, z obawy, że na tej nowej ziemi trzeba będzie zaczynać od zera, a może nie będzie czym pracować…
W 1938 roku, w przededniu wybuchu wojny, która miała zniszczyć wszystko, co zbudował: dosłownie i w przenośni, został prezesem kółka rolniczego w Hnilczu, które wtedy liczyło 50 członków. Zastępcą prezesa był Ludwik Sługocki, sekretarzem Ludwik Podbielski, skarbnikiem Albin Podbielski, a tzw. gospodarzem – Karol Sługocki. Członkowie zarządu to Marian Zwoliński, Jan Gładkowski, Kazimierz Słupski i Kazimierz Sługocki. Starosta powiatowy A. Baranowski w piśmie z dn. 26 października 1938 r. informował, że wszyscy członkowie Zarządu pod względem moralnym i politycznym zachowują się bez zarzutu. Stowarzyszenie (…) ma na celu zadania oświatowo-gospodarcze i nie zagraża spokojowi, bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu. (APOT, fond 11, opis 1, sprawa 325, Pismo z dn. 26 października 1938 r. starosty powiatowego A. Baranowskiego do Urzędu Wojewódzkiego w Tarnopolu)
W tym samym roku, w którym Rudolf Sumisławski przewodniczył hnileckim rolnikom zrzeszonym w Kółku, powołano w lutym do istnienia Związek Szlachty Zagrodowej i, jak się okazuje, od razu zawiązało się Koło ZSzZ w Hnilczu. Było ono pierwszą tego typu strukturą w powiecie podhajeckim. W piśmie z dnia 26 lutego 1938 r. oznaczonym jako „Poufne” Starosta Powiatowy Podhajecki A. Kaliński pisał do Urzędu Wojewódzkiego w Tarnopolu: Do Zarządu Koła weszli: przewodniczący Ślepowron-Sługocki Franciszek, zastępca – Morawski Michał, sekretarz – Gładkowski Jan, skarbnik Spławski Feliks oraz bibliotekarz – Szumisławski Rudolf – rolnicy z Hnilcza. (Nazwisko przekręcone: Szumisławski zamiast Sumisławski; APOT, fond 8, opis 1, sprawa 210. Pismo Starosty Powiatowego Podhajeckiego A. Kalińskiego do Urzędu Wojewódzkiego w Tarnopolu). Jak wynika z powyższego zapisu, Rudolf, działając w różnych stowarzyszeniach, pełnił jeszcze funkcję bibliotekarza w miejscowej Czytelni.
Wielość ról społecznych i gospodarskie zajęcia wypełniały czas Rudolfa na tyle, że długo nie zakładał własnej rodziny. Ale nadszedł i ten moment, gdy poprowadził do ołtarza o dziesięć lat młodszą Kazię – blisko spokrewnioną kuzynkę. Kazimiera była córką Mateusza Sługockiego (syna Leona i Marii zd. Pańkowskiej) oraz Pauliny zd. Ziobrowskiej (córki Wojciecha i Marii zd. Solskiej)

Fot. 14. Metryka chrztu Kazimiery Sługockiej, córki Mateusza i Pauliny zd. Ziobrowskiej, urodzonej 17 czerwca 1910 roku. W tym czasie rodzina mieszkała pod nr 403. Poród odebrała J. Matkowska. Do chrztu, który odbył się 19 czerwca, trzymali: Karol Sługocki i Karolina Sumisławska, żona Władysława (siostra Pauliny Ziobrowskiej).
Matki narzeczonych były siostrami, tak więc hnilecki proboszcz Stanisław Cichocki musiał wystąpić o dyspensę na ślub do biskupa metropolity lwowskiego Bolesława Twardowskiego, a ten dyspensy udzielił.

Fot. 15. Dyspensa na zawarcie małżeństwa przez Rudolfa Sumisławskiego i Kazimierę Sługocką, udzielona przez arcybiskupa lwowskiego, Bolesława Twardowskiego. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.

Fot. 16. Zezwolenie na ślub wydane Kazimierze Sługockiej przez Sąd Grodzki w Podhajcach 10 lipca 1930 roku. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.

Fot. 17. Pierwsza strona protokołu przedślubnego, wypełnionego 20 czerwca 1930 r. przez narzeczonych Rudolfa Sumisławskiego i Kazimierę Sługocką. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.

Fot. 18. Metryka ślubu Rudolfa Sumisławskiego i Kazimiery Sługockiej, zawartego w Hnilczu 13 lipca 1930 r.
Po dopełnieniu wszystkich formalności Rudolf Sumisławski i Kazimiera Sługocka w obecności świadków: Jana Wilczyńskiego i Rudolfa Rostkowskiego stanęli 13 lipca 1930 roku przed ołtarzem w hnileckim kościele pw. Matki Boskiej Różańcowej. Patronka kościoła miała odtąd stać się także ich patronką, a różaniec ratunkiem i orężem, gdy przyszło zmagać się z trudami. I choć chciałoby się powiedzieć, że odtąd żyli długo i szczęśliwie, to jednak prawda o ich wspólnej drodze była o wiele bardziej skomplikowana.
Małżonkowie zamieszkali w rodzinnym domu Rudolfa pod numerem 310, a Kazia przejęła na siebie znaczną część obowiązków gospodyni. Życie wypełniała głównie pracą, ale ta nie była traktowana jak ciężar, lecz dar. Przynosiła radość z efektów. Na świat zaczęły przychodzić dzieci: Czesław (1931), Marysia (1933), Adela (1936), Władek (1938). Najmłodszy Gustaw urodził się już na zachodzie Polski, gdzie rodzina osiadła po opuszczeniu kresowego domu.

Fot. 19. Metryka chrztu Czesława Ludwika – najstarszego syna Rudolfa i Kazimiery Sumisławskich.
Niestety, radość z narodzin przeplatała się z rozpaczą, bo najpierw zmarł Czesio, gdy miał zaledwie 4 lata. Kilkanaście lat później małżonkowie stracili Adelkę.
W międzyczasie wybuchła II wojna. Świat stanął na głowie. Rudolf nie poszedł do wojska w przeciwieństwie do swoich czterech braci, bo jako gospodarz, żywiciel rodziny został ze służby zwolniony. W Hnilczu, podobnie jak w innych wioskach na Kresach Południowych zaczęło robić się coraz bardziej niespokojnie. Jeden okupant, drugi, kontyngenty, strach o jutro. Zwłaszcza ten ostatni stawał się nieodłączną częścią życia, gdy coraz bardziej pogarszały się relacje ukraińsko-polskie, a przychylni dotąd sąsiedzi, szanujący gospodarnych Sumisławskich, nie kryli wrogości. Michał, brat Rudolfa, wspominał ostatnią wspólną rodzinną wigilię na hnileckiej ziemi:
Przyszło Boże Narodzenie 1943 roku. Przystąpiliśmy do spożywania potraw wigilijnych. Pierwszą była jak zwykle kutia. Rodzice stawiali ją na pierwszym miejscu, bo jak twierdzili, była symbolem pracy wykonywanej przez cały rok i należało od niej zaczynać. Ojciec jak zwykle wziął pierwszy łyżką kutię i tak jak robił to zawsze, rzucił do sufitu. Miała być pierwszą ofiarą dla Boga – tak zawsze myślał mój ojciec. Potem spojrzał na sufit: gdy kutia była w kupie, ojciec był zadowolony, ale tym razem kutia się rozsypała. Gdy to zobaczył, bardzo się zasmucił, w oczach ojca zauważyłem łzy. Rzekł wtedy: Kochani, nadchodzi czas, że wszyscy jak tu jesteśmy, już w przyszłym roku prawdopodobnie nie będziemy razem. Dar Boży, który dał nam do spożycia, a który ja w pierwszej kolejności chciałem dać Bogu i ofiarować dobra nagromadzone przez cały rok w trudnej pracy, rozproszył się, jak widzicie. Wszyscy wtedy spojrzeliśmy na sufit. To wyraźny znak, że my w nadchodzącym roku również się rozejdziemy. To były prorocze słowa wypowiedziane przez ojca. (M. Sumisławski, op. cit.)
I wreszcie nadszedł ten straszny dzień, który miał być początkiem końca ich życia w spokojnej i urokliwej tarnopolskiej wiosce. W kwietniu 1944 roku wiosna budziła do życia przyrodę, jakby nie było wojny, nienawiści, śmierci… Ale one były! I tego dnia miały „zapukać” do domu Sumisławskich. Obok mieszkali Spławscy. Ich dom banda spaliła wcześniej. Rodzina ukrywała się po sąsiedzku. Siedząc schowana koło komina, Stasia Spławska (później po mężu Piasecka) – wtedy kilkunastoletnia dziewczynka – widziała, jak oprawcy z UPA napadli na gospodarstwo Sumisławskich.
Wspominała: Wtedy w ich stajni cieliła się właśnie krowa, gospodarze byli więc zajęci zwierzęciem. Przyszła banda. Każą otwierać dom (a był solidny, murowany, kryty blachą). Gospodarz, Władysław Sumisławski, próbował stawiać opór. Bez namysłu strzelili do niego, a ten osunął się bezwładnie pod oknem swego domu. Jak dziś widzę pożar, słyszę strzały –rozpaczliwy krzyk gospodyni, Karoliny Sumisławskiej: Rudolf, Janek, Michal! Tak matka Rudolfa wołała na pomoc synów. Nie udało się pomóc ojcu: wykrwawił się zbyt mocno, wdała się gangrena i po dwóch dniach zmarł. Rankiem następnego dnia po napadzie, rodzina Spławskich ujrzała ze swej kryjówki widok przerażający: popalone krowy z rozprutymi brzuchami i pogorzelisko, nad którym unosił się swąd spalonego mięsa zmieszany z „zapachem” strachu, bezsilności i beznadziei. Po spalonych zabudowaniach gospodarczych nie ma dziś śladu, tak jak nie ma śladu po grobie Władysława. Zginął w miejscu, które stworzył i ukochał – w swoim domu, który okaleczony wciąż stoi, a polski cmentarz, na którym go pochowano, istnieje już tylko w pamięci potomnych, bo z przestrzeni wioski go „wymazano”.
Dom – murowany i solidny, który miał w założeniu być „na lata”, przestał być miejscem bezpiecznym, a już wkrótce, bo w sierpniu 1944 roku opuścili go, tracąc na zawsze.
Po napadzie na wioskę w nocy z 17 na 18 sierpnia 1944 roku Sumisławscy wraz z innymi polskimi mieszkańcami wioski trafili do Podhajec. Tam przez rok mieli czekać na rozpoczęcie kolejnego rozdziału życia, tym razem na obcej im ziemi, którą kazano nazywać odzyskaną.
Rudolf trafił do pracy w banku w charakterze strażnika. Miał poważanie u dyrektorki – Rosjanki, gdyż, jak wspominał jego syn, znalazł i oddał w stanie nienaruszonym zgubioną przez przełożoną teczkę z ważnymi dokumentami. Uczciwość i solidność w pracy – to były cechy, które stanowiły część jego jestestwa, niezależnie od tego gdzie i pod jakim zwierzchnictwem przyszło mu pracować. Z obowiązków służbowych został zwolniony w marcu 1945 r. w związku z wyjazdem na zachód.

Fot. 20. Zaświadczenie o pracy Rudolfa Sumisławskiego jako stróża w podhajeckiej placówce Banku Narodowego ZSRR, oddział w Brzeżanach, wystawione w 1985 na prośbę zainteresowanego. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.
Sumisławscy, jak większość Polaków z Hnilcza, załadowali się do transportu, który przez sześć tygodni miał wieźć ich do nowego życia. Wśród rzeczy, które wybrali jako ważne i spakowali do skromnego bagażu, były m.in. dokumenty, pozwalające dziś opowiedzieć ich historię. Znalazł się tam również modlitewnik, na którym modliły się kolejne pokolenia: pożółkły ze starości, z pozaginanymi rogami, z rozlatującymi się kartkami, ale wciąż stanowiący całość, choć już bez okładki. Modlitewnik – symbol życia rodziny poranionej jak ta książeczka, niekompletnej, z bagażem strat i bolesnych wspomnień. Ale tym, co trzymało ich przy życiu i dawało siłę, była wiara, a słowa modlitwy, choć miejscami zatarte na papierze, wyryte były w sercu. To wiara ocalała z zawirowań losu i nie dała się zabić nienawiści.

Fot. 21. Modlitewnik przywieziony ze wschodu przez Rudolfa i Kazimierę Sumisławskich. Zbiory Gustawa Sumisławskiego
Rudolf i Kazimiera wraz z dziećmi i owdowiałą Karoliną Sumisławską przyjechali do Mieszkowic (dzisiejsze zachodniopomorskie) w sierpniu 1945 r. Niedaleko przebiegała nowa granica z Niemcami. Święto Matki Boskiej Zielnej 15 sierpnia mieli obchodzić już w nowej rzeczywistości, pełni obaw, jaka ona będzie. Najpierw zamieszkali wraz z rodziną Cieślaków na obrzeżach miejscowości, w pobliżu fabryki niemieckiego przedsiębiorcy Profego. Bali się iść gdzie indziej. W gromadzie było raźniej. Mieli wciąż nadzieję, że rychło trzeba będzie ponownie pakować bagaże i wracać „do siebie” – do Hnilcza.


Fot. 22, 23. Rudolf i Kazimiera Sumisławscy. Mieszkowice, lata 70. XX wieku. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.
W Mieszkowicach wciąż było wojsko: wojsko polskie i radzieckie. Zajmowało m.in. budynek na ul. Odrzańskiej, który później stał się nowym domem Sumisławskich. Gdy wprowadzali się do niego, Rudolf nie wiedzieć czemu, zabrał z poprzedniego tymczasowego mieszkania pianino. Stało potem w drewutni, niszczało, bawiły się nim dzieci. Bo życie to nie była gra na ekskluzywnym instrumencie. To była praca od świtu do nocy: na kolei, gdzie zatrudnił się Rudolf, i na polu, bo ziemia zawsze była wartością, dla której nie szczędził czasu i sił.

Fot. 24. Rudolf Sumisławski przed swoim domem w Mieszkowicach, Lata 80. XX wieku. Zbiory Gustawa Sumisławskiego.
To tu, w Mieszkowicach, w 1946 r. przyszedł na świat najmłodszy syn Gustaw. I tak jak kiedyś jego ojciec przejął opiekę nad starzejącymi się rodzicami, tak też on podjął wyzwanie gospodarza i opiekuna. Stworzył wraz z żoną Urszulą zd. Zwolińską (rodzina także pochodziła z Hnilcza) otwarty dom, pełen życzliwości i miłości.
Rudolf zmarł w 1991 roku, a dwa lata później odeszła jego żona Kazia. Pozostały wartości wyniesione z kresowych rodzinnych stron i splotły się w nową opowieść o kolejnych pokoleniach Sumisławskich.

Beata Woźniak, kontakt: beata.wozniak.mce@gmail.com
W sobotę 21 czerwca 2025 roku zapraszamy do Rokitna na Kresową gawędę Beaty Woźniak.

Inne opowieści tej autorki znajdą Państwo tu:
Ślady pamięci. Cykl kresowych gawęd Beaty Woźniak
oraz tu: