Krótka historia Kresowiaków na Ziemiach Odzyskanych. Ci co pojechali dalej… cz. 1.

Rozmowa z Henrykiem Gładkim, krewnym ze strony prababki Katarzyny Dmytryszyn.

Przedstawiam Państwu rozmowę – wywiad z Henrykiem Gładkim, na podstawie wspomnień siostry jego taty, Józefy Gładkiej, urodzonej w 1928 roku w Strutyniu.

Józefa, to seniorka rodu Gładkich, liczy sobie obecnie 96 lat. Jest córką Antoniego Gładkiego (ur.1892 Zazule) i Karoliny Dmytryszyn (ur. 1892 Strutyn). Karolina, babcia Henryka Gładkiego to bliska krewna mojej prababci Katarzyny Dmytryszyn ze Strutynia.

Józefa Gładki mieszka obecnie w Bartodziejach, gmina Niechlów, powiat Góra, województwo dolnośląskie. Nazwisko Gładki w wymowie ukraińskiej brzmi jako Hładki i tak niekiedy było zapisywane w metrykach – to zamiana H na tzw. bezdzwięczne G.

Na Zachodzie, część 1

Strutyn, Zazule, Folwarki, Kozaki, Złoczów, tam wszystko się zaczęło… Zapraszam na wędrówkę w czasie w miejsca skąd wywodzą się nasze rodziny.

Bartodzieje, dom rodziny Gładkich, 2024. Zdjęcia H. Gładki.

Bartodzieje na mapie Polski, źródło Internet Google Maps

Henryk

Cześć Renatko! Dawno nie pisałem i pragnę skreślić kilka zdań. Mieszkamy z Ciocią w Bartodziejach. Sytuacja o tyle dobra, że Cioteczka mimo swych 96 lat jeszcze na chodzie i stara się być samodzielna, natomiast ma problem ze swoim „komputerem”, okropna demencja, ciągle zamęcza nas i wypytuje gdzie Ona jest i który dziś dzień tygodnia. To jest na porządku dziennym bardzo uprzykrzające, ale przyzwyczailiśmy się do tego. Dzisiaj mnie mile zaskoczyła, bo pytała się o rodzinę, wujka Gienia, jej brata i zapytała się też gdzie Ty mieszkasz, bo nagle przypomniała sobie, że my przecież mamy rodzinę w Jarosławiu. Pytam się, Ciociu a kogo Ty masz w Jarosławiu, a Ona mówi Marmurowicza, chodziło jej o tatę Twojego ojca, dziadka Antoniego, a jej kuzyna.

Nakreśliłem jej sytuację i powiedziałem, że kuzyna Antoniego już nie ma, natomiast żyje jego syn Józio, więc Ona mówi dalej, chciałabym bardzo jego zobaczyć, mówię Ciociu poproszę Renię, jego córeczkę, by wysłała mi zdjęcie to Ci go pokażę. Dlatego proszę jak masz zdjęcie rodziców to wyślij mi na Messengera, to spełnię jej życzenie, póki pamięta i ma dzisiaj taki trzeźwy dzień, zrobimy jej przyjemność. Z góry bardzo, a bardzo dziękuję.

Serdecznie pozdrawiamy i życzymy dla Ciebie, rodziców miłych chwil, buziaki.

Renata

Bardzo się cieszę, że Cioteczka cięgle jeszcze pamięta mojego dziadka Antoniego. Zaraz poszukam zdjęć, póki jeszcze coś kojarzy niech zobaczy, może sobie coś przypomni o mojej prababce Katarzynie, matce dziadka. Pytaj ją o przesiedlenia, jak to się odbywało, jak się pakowali, co ludzie mówili. To wszystko bardzo ważne, chcę to opisać. To dzieje naszej rodziny. Potrzebuję rzetelnych materiałów, wspomnień i zdjęć. Niech pamięć o naszych miejscach i o tych wydarzeniach nie zaginie.

Fragmenty rozmowy z Henrykiem Gładkim, moim krewnym ze strony prababki Katarzyny Dmytryszyn. Starałam się zachować oryginalną pisownię. Żeby zwiększyć przejrzystość, dokonałam niewielu zmian stylistycznych i interpunkcyjnych.

Henryk

Renatko, jesteś Kochana ! Serdecznie Ci dziękuję za zdjęcia rodziny (zdjęcie wyżej).

Henryk

Droga Renatko! Tak bardzo ciężko Cioci się przypomina, ale wyciągam od niej pewne epizody, które Ona sobie fragmentarycznie przypomina.

Kiedy nacjonaliści ukraińscy byli bardzo aktywni, społeczność ukraińska, do tej pory przyjazna, robiła wszystko by pozbyć się rodzin polskich. Nocami zdarzały się kradzieże, kręcili się po podwórkach, pukali do drzwi, świecili do okien. Takim promotorem wyjazdu z wioski Strutyn był sołtys Pan Poznański, autorytet i mój dziadek, człowiek prosty, trzymał się jego i poddawał jego pomysłom. To znaczy te rodziny, które zdecydowały się wyjechać trzymały sie razem. Wszyscy się bali i byli pełni obaw, mieli jechać w nieznane, na zachód, bo komunie zależało by te strony zasiedlić.

W dzień spakowali się zabrali swój dobytek włącznie z trzodą, ziemniakami, zbożem, mąką i tym wszystkim, by móc przeżyć w drodze i potem wyjechali furmankami do Złoczowa by się załadować na pociąg, był dzień. Zabrali też ze sobą zwierzęta, krowę, kury w klatce i kaczki, które zaraz zostały sprzedane, żeby mieć trochę pieniędzy. Babcia napiekła chleba i ususzyła trochę makaronu. Po opuszczeniu Złoczowa przystankiem był Jarosław i tam Twój dziadek wyszedł na spotkanie i namawiał moich dziadków by pozostali, ale większy wpływ na dziadków miał sołtys, nalegał żeby zostać. Nawiasem mówiąc nie rozumiem dziadków, dlaczego tak kurczowo trzymali się tego sołtysa? W sumie zapchali się na taką pipidówkę, gdzie wrony zawracają, ale jak mówiły moje Ciocie i babcia Karolina, to wtedy propaganda głosiła, że jadą tylko na rok i po roku wrócą, a to był blef i szybko się o tym przekonali.

Wiem, że po drodze mieli jeszcze przystanki w Dębicy i na Śląsku. To była makabra ta jazda w tych wagonach taki długi czas. Brakowało wszystkiego, jedzenia, a najbardziej wody. Zwierzęta dużo piły. Wasi, jakby nie zostali mieli wysiadać w Strzelcach Opolskich.

Czasami długo czekali z transportem na przejazd, warunki na stacjach były tragiczne. Byli brudni, głodni, zmęczeni i było im bardzo zimno. Załatwić się nie było gdzie. Babcia na cegłach gotowała coś ciepłego do zjedzenia, a dziewczyny chodziły szukać siana dla krowy, naszej żywicielki.

Po części rozumiem dlaczego tak kurczowo się trzymali, bo się bali. Czasy były niepewne, a wszędzie grasowali żołnierze rosyjscy, nasi wyzwoliciele, a co robili to teraz wiemy, kręcili się wszędzie i kradli co się dało, były częste przypadki gwałtów młodych kobiet itp. Trzeba było bardzo uważać na ten marny dobytek w tych wagonach i pilnować jeden drugiego. Mieliśmy dużo szczęścia, że nas nie okradli.

W jednym wagonie, odkrytym, zapakowane były cztery rodziny, dwie krowy stały na środku, a w kątach upchane było to, co każdy zabrał z domu, ubrania, pierzyny i garnki. Żadnych mebli, naczyń, czy szklanek nikt nie brał.

W końcu dotarli do miasteczka pow. Góra, a następnie do dzisiejszej gminy Niechlów. Mogli tu pozostać, ale sołtys chytry, bo chciał pola, lasów namówił dziadków na przyjazd do tej wioski, która z założenia była metą podróży.

Położenie tej wioski jest fatalne, bo leży między Odrą, a Baryczą dookoła łąki, pola i lasy. Brzmi to sielsko – anielsko, ale to okropne zadupie. Myślę sobie, że chyba ta miłość dziadków do pola i roli zwyciężyła.

Osiedlili się w gospodarstwie porzuconym przed Niemców i zaczęli się urządzać.

Z perspektywy czasu myślę, że dziadkowie zrobili błąd, bo nie myśleli o córkach, o rodzinie. Brak tu pracy, perspektyw i wtenczas i dzisiaj. Żeby znaleźć jakieś źródło utrzymania, trzeba było jeździć 3 km do gm. Niechlów.

Henryk

Renatko, opisałem na tyle, co mogłem wydębić od Cioci.

Renata

Dzięki, zaraz przeczytam. Zapisuj wszystko, cokolwiek sobie Ciocia przypomni, mogą to być fragmenty, złożymy je potem w całość. To bardzo cenne informacje. Ciocia wszak ma już 96 lat i niewiadomo, jak długo jeszcze będzie w stanie coś sobie przypomnieć, a to naoczny świadek tamtych wydarzeń.

Ja już nie mam kogo zapytać, dziadek starał się coś mi przekazać, ale byłam wtedy za głupia, żeby słuchać.

Henryk

Droga Renatko! Tak bardzo ciężko Cioci się przypomina, są dni lepsze i gorsze, ale wyciągam od niej…

Renata

Świetnie, jestem Ci bardzo wdzięczna.

Z tego, co napisałeś wynika, że Twoi jechali później niż moja prababka. Moja rodzina już była wtedy w Jarosławiu?

A dlaczego tak? Dlaczego wszyscy nie wyjechali równocześnie i w jedno miejsce? To w takim razie jaką masz datę na dokumentach repatriacyjnych? U mnie wrzesień 1945. A może Ciocia pamięta coś, co się tyczy mojej rodziny? Kto wyjechał wraz z wami tym pociągiem?

Henryk

Renatko, w sumie przyjechało do Bartodziej 8 rodzin.

Renata

Jakich? Pamiętasz nazwiska?

Henryk

Zapytam i zaraz podam nazwiska rodzin.

Henryk

Sołtys – Poznański z rodziną,

– Głowiakowie,

– Gładccy,

– Głuszko,

– Czuchraje,

– Szlachetko,

– Stanisławscy,

– Zającowie,

– Żmijewscy.

W sumie 9 rodzin, przeanalizowaliśmy dokładnie.

Renata

O, ja znam te nazwiska, widywałam w metrykach, a niektóre mam nawet w swoim drzewie, jestem z nimi w jakiś sposób spokrewniona.

Renata

Heniu, a jak długo wasza rodzina jechała ze Złoczowa do tego Niechlowa. Jaki to przedział czasu? To było jesienią 1945? Czy może później wasi wyjechali?

Henryk

Ciocia sobie nie przypomina jaka pora roku wtedy była, dokumenty gdzieś się zapodziały, ale mieli letnie ubrania, mogła to być wczesna jesień, możliwe że koniec sierpnia. Na wyjazd ze Złoczowa czekali aż do października, po drodze były długie postoje. Pamiętam, że mówiła tak babcia Karolina (Gładka, z domu Dmytryszyn). Ze Złoczowa na miejsce docelowe jechali kilka tygodni.

Renata

W takim razie, wyruszyli później niż moja rodzina, bo moi wsiedli do wagonu 7.09.1945. Dziadek wspominał, że chciał choć do żniw doczekać, żeby ziarno zebrać i ziemniaki wykopać, ale sytuacja była bardzo napięta i musieli się szybciej ewakuować. Bali się nocą spać w domu, uciekali z małymi dziećmi w pola, a rano wracali. W sierpniu noce są już chłodne, nie dało się tak dłużej. Któregoś razu, końcem sierpnia, do domu przyszedł sąsiad, Ukrainiec, nie znam nazwiska i powiedział do dziadka „Antochio, ty ubieżaj, my prijdiem was w nocziu rizać”. Na następny dzień dziadek zarejestrował rodzinę na wyjazd do Polski.

Prababka Katarzyna na drogę zabrała beczkę kiszonych ogórków z drewnianym wieczkiem obciążonym kamieniem wyłowionym ze Złoczówki, co przez Strutyn płynie i powidła z wczesnych śliwek, które zdążyła jeszcze zrobić.

Dziadek opowiadał, że ogórki mieli ładne, bo sadzili je w według wskazówek ogrodnika, który pracował we dworze. Nietypowy to był sposób, nie wiem czy ktoś zna „sadzenie ogórków na pokrzywę”. Brzmi dziwacznie, ale robiło się to tak: nasionka zebrane z dorodnych okazów ogórków z poprzedniego sezonu, wysuszone na słońcu i przechowane w płóciennej chustce, należało wcześniej namoczyć, następnie układało się je po kilka sztuk w płytkie dołki, wyłożone wcześniej liśćmi świeżo ściętej pokrzywy. Potem wystarczyło przysypać całość niewielką warstwą ziemi i czekać aż wykiełkują. Działo się to szybko, a rośliny były silne i zdrowe. Bardzo dobrze owocowały.

Śliwkowe powidła były specjalnością prababki Katarzyny, wypiekła je w piecu w takim okrągłym, szerokim i głębokim glinianym naczyniu, bez cukru, często mieszając tak długo, aż zgęstniały i na wierzchu zrobiła się twarda skorupka, to ona chroniła powidła przed zepsuciem. A jeszcze po wierzchu spirytusem zalewała, żeby odciąć powietrze.  Mogły wtedy tak stać zabezpieczone przed pleśnią bez obawy, że się zepsują. A zimą dzieci miały coś słodkiego do jedzenia.

Ciekawe, że jak prababka, zmarła, to owo gliniane naczynie rozleciało się na pół. Może stuknięte było? Nikt się tym specjalnie nie przejął, bo właśnie zaczęła się era słoikowa.

Prawie nieczytelny dokument przesiedleńczy mojej rodziny, ale dobrze widać datę 7.09.1945

Renata

Napisz jeszcze o tym sołtysie. Dlaczego twierdzisz, że to z jego inicjatywy jesteście tam, gdzie jesteście? Kto wybierał miejscowość, domy?

Henryk

Kochana, to jest wyłącznie moje zdanie. On już nie żyje i niech mu ziemia lekka będzie, ale ten Pan był zasadniczy i miał duży wpływ na niezdecydowanych, a czuł i wiedział, kto nie może mu się oprzeć. Zaraz po przyjeździe na te Ziemie Odzyskane zapisał się do partii i ugruntowywał socjalizm na tych ziemiach, w Bartodziejach też był sołtysem przez długi czas, pamiętam jego zachowania, lubił być ważny i sobie wszystkich podporządkowywać, bo w tym mu pomagała i utwierdzała go wszystko wiedząca władza, a On był jej przedstawicielem. Takie były czasy. Nowe państwo się kształtowało, nastały nowe obyczaje, nowa władza. Nikt nie wiedział, co będzie dalej.

Henryk

Mój dziadek był człowiekiem schorowanym, nie angażował się politycznie i myślę, że nie umiał odmówić sołtysowi i szedł na ślepo tam gdzie ten mu proponował. Ja zadawałem takie pytania Ciociom, ale One mówiły, że też robiły to, co im rodzice kazali. Nie miały żadnego wpływu na decyzje rodziców. W późniejszym czasie, kiedy rodziców nie było na tej ziemi przyznały mi rację, że był to błąd, ale tylko dlatego, że doświadczyły już wtedy, w tym czasie wielu trudności życiowych, które niekoniecznie musiały być ich udziałem.

Henryk

Ile błędów popełniają ludzie, za które później trzeba płacić.

To wszystko jest pokłosie repatriacji. Wyrwani zostali z ziemi własnej, rozdzieleni od rodzin. Myślę, że wszyscy coś tam przeżywali po cichu. Jedni radzili sobie z tym lepiej inni gorzej

Renata

Żyli w takim paskudnym czasie i radzili sobie tak jak potrafili. Nic już tego nie zmieni.

Henryk

Bartodzieje, dom rodziny Gładkich, 2024. Zdjęcia H. Gładki

Renata

Tak to teraz wygląda u Was? To może Wasz dom?

Henryk

Tak, to jest ta posesja na środku wioski, kilka dni temu zrobiliśmy nowe ogrodzenie, bo stare było fatalne. Mamy taką przyjaciółkę z Wrocławia, która mnie o to męczyła i któregoś dnia przyszła do nas na kawę i mówi, Heniek ciebie nie razi to ogrodzenie? Dlatego postanowiłem w końcu to zrobić.

Któregoś dnia młody kierowca wszedł ostro w wiraż, nie wyrobił i wjechał nam do ogródka zniszczył ogrodzenie i tak to stało przez kilka lat. Nas nie było, Ciocia była sama i nie mogła nic zrobić, znalazła kawałek tego samochodu, zgłosiła na policję i oni doszli do winowajcy. Gość był na tyle bezczelny, odwiedził Ciocię i nawyzywał jej, że go podkablowała na policję, nawet jej groził. Sprawę policja oddała do sądu, ale Ciocia zrezygnowała, bo nie miała sił walczyć. Taki był koniec tej sprawy. Ogrodzenie nie było ubezpieczone, bo było stare i w sumie to zmusiło mnie by ogrodzić i ubezpieczyć tą posesje.

Renata

Bardzo dobrze zrobiłeś, teraz wygląda to świetnie

Henryk

To jest nasze podwórko, ta plama ziemi na środku, to ślad, bo nie dawno rozebraliśmy poniemiecką oborę, w której ze starości zawalił się dach i trzeba było usunąć tą ruinę”. Zdjęcia H. Gładki

A tak wyglądało wyburzanie. Zdjęcia H. Gładki

Jest dużo roboty, dziadkowie w sumie nic nie robili, dziadek Antoś w 1956 r. zmarł i zostawił dziewczyny, które borykały się tyle lat same z gospodarką. Miały 5h pola, bez konia pracowały i obrabiały tą ziemię, masakra. Później Ciocia Józia, ta która jeszcze żyje, poszła do pracy w Niechlowie do krochmalni. Codziennie chodziła tam pieszo. Jej siostra Bronia z babcią Karoliną prowadziły gospodarkę, czujesz to? Sąsiedzi im pomagali zaorać, posiać, a One zbierały plony, zwoziły do stodoły, a później odrabiały całą jesień i zimę. Taki był ich los na tych Ziemiach Odzyskanych, jakby ktoś pytał.

W późniejszym czasie, kiedy babcia Karolina zmarła, to Ciocia Bronia, jako starsza oddała pole na skarb państwa i otrzymała rentę z KRUSu, śmieszną sumę. Tak sobie te dwie Ciocie żyły razem aż do śmierci Broni. Umarła w wieku 91 lat, a teraz mamy tu jej siostrę, Ciocię Józię, która ma 96 lat i pobiła wszelkie rekordy w rodzinie i my się nią opiekujemy, bo zasłużyła sobie na to, była dzielna w swoim skromnym życiu.

Renciu, to wszystko co mogłem Ci napisać. Moi rodzice mieszkali we Wschowie, 22km od Bartodziej i oddali mnie do okresu szkolnego do dziadków. Poznałem życie wiejskie od wiosny do zimy i znam jego wszystkie zalety i wady oraz kłopoty, jakie miała moja rodzina.

Pozdrawiam i całuję Ciebie i całą rodzinkę.

Renata

A dlaczego rodzice ciebie oddali do dziadków?

Henryk

Moja mama była bardzo młoda, a już w drodze był mój braciszek, warunki mieszkaniowe tutaj fatalne. Ojciec pracował jako krawiec w spółdzielni i słabo zarabiał, tak się domyślam, dziadkowie chcieli mu pomóc, więc wzięli mnie do siebie.

Renata

Rozumiem, przykra dla Ciebie sprawa

Henryk

Ale mamuśka mi kiedyś powiedziała, że zrobili błąd życia, że mnie wtedy oddali do dziadków.

Ja po dziś dzień mam z tym problem. Wiem, że Ciocia nie jest moją mamą, ale gdzieś w podświadomości traktuję Ją jak mamę. Moja mamuśka w tym roku umarła i tak mi przykro, że uczuciowo nie mogłem się odnaleźć, bo więcej czasu poświęcałem Ciociom. Tak to jest czasu się nie wróci. Nie ma co żałować. Stało się i już. Ciężko nam tutaj było i tyle.

Renata

A jeszcze jedno. Jak do przesiedleńców odnosiła się miejscowa ludność?

Henryk

Renatko, po kresowiakach nie ma już śladu, jedynie Ciocia Józia została, jako taki pojedynczy rodzynek w tej wiosce.

Wioska mała, 24 numery, a większość mieszkańców to ludzie ze Strutyna, to ta mniejszość, która jeszcze dojechała też była ze wschodu, ale okolic Złoczowa, dogadywała się i nie było żadnych problemów. Ja to pamiętam z autopsji, bo od młodych lat byłem w tym środowisku. Dzisiaj się też nic nie zmieniło, aktualnie jest 24 numery. Tylko jeden gość postawił, nowy dom w stanie surowym i zmarł, to jest wioska nierozwojowa, młodzież dorasta i ucieka. Dodam, że jak Kresowiacy dotarli do tej wioski, to Niemcy uciekli i zostawili swój dobytek nienaruszony.

Renata

Przynajmniej tyle, że spokój był. Bo słyszałam, że w innych rejonach nie patrzyli życzliwym okiem na przesiedleńców, traktowali ich jako gorszych, obcych, jak konkurencję do tego pozostawionego, poniemieckiego majątku i długie lata ten fakt, że pochodzą ze wschodu ukrywali w szkole, w pracy. Czuli się obserwowani i interesowały się nimi odpowiednie służby

Henryk

Przyznaję się do winy zaniechania. Jak żyli moi bliscy trzeba było spisać wspomnienia, a teraz jest problem, bo demencja zamazuje obraz i można zniekształcić historię, a to niedobre.

Przypomniałem sobie, że tutejsza gmina wydała książkę, zbiór wspomnień kresowiaków. Dużo ich poumierało, ale można sobie uaktualnić wiedzę tylko muszę znaleźć to wydanie. Popytam w gminnej bibliotece, trochę cierpliwości.

Ocalić od zapomnienia…

Renata

Świetnie, ale ja nie za bardzo mogę cytować czyjąś książkę. Chcę się oprzeć na Waszych wspomnieniach, które samo przez się splatały się z innymi. Ale jak najbardziej znajdź to wydanie, chętnie się zapoznam.

Henryk

Pozdrawiam i życzę miłego dnia, Henryk.

Renata

Bardzo Ci dziękuję za te wspomnienia, pozdrawiam Was wszystkich, Renata.

96 letnia obecnie Józefa Gadka i jej bratanek, Henryk Gładki z żoną.

Dziękuję za uwagę i polecam część drugą wspomnień kresowych. Cdn…


Jeśli ktoś rozpoznaje osoby, zdjęcia, fakty i sytuacje poruszane w tekście, zapraszam do kontaktu.

Renata Orzech

Adres do kontaktu: naciao@op.pl


Dla zainteresowanych inne moje wpisy: Z kresowego albumu dziadka. Złoczów, Lwów, Jarosław…

Wszystkie moje wpisy: https://archiwumkresowe.pl/tag/renata-orzech/