Zabojki koło Tarnopola. Tam gdzie pięknie biły dzwony. Ucieczka (4/10)

Po niedługim czasie, przyszli sowieci i kazali się nam ewakuować.

Ludzie przerażeni nie wiedzą dokąd mają uciekać. Z Tarnopola słychać kanonadę dział i bombardowanie. Jest wielkie zamieszanie, jedni uciekają w jedną stronę, drudzy w przeciwną. Tata zdecydował się na wyjazd. Stwierdził, że jeśli zostaniemy, to zginiemy. Mama powiedziała, że Tato ma zabrać trochę rzeczy i mnie i jak najdalej pojechać od frontu, a jak się trochę uspokoi, to ma wrócić po nią i resztę naszego dobytku, który zakopała w stodole, tam gdzie ruski wartownik pilnuje koni. Wyjeżdżam z Tatą, trzema siostrami mojej mamy i kuzynostwem. Siedziałam na tyle wozu trzymając naszą krowę. Jechaliśmy cały dzień nie wiedząc dokąd. Droga była bardzo trudna, co jakiś czas musieliśmy objeżdżać ogromne doły po bombach, albo długich okopach. W powietrzu samoloty prowadziły walkę, a nad nami rozrywały się pociski. Chowaliśmy się pod wóz albo do okopów spotykanych po drodze. Byliśmy przerażeni, nie mówiąc o tych naszych biednych zwierzętach, które ze strachu drżały i wyrywały się od wozu.

Dojechaliśmy do wioski Kutkowce, 4 kilometry od frontu. Było jeszcze gorzej niż w domu. Zrobiło się ciemno i tu musieliśmy szukać schronienia. W całej wiosce stacjonowało wojsko radzieckie. Nocowaliśmy blisko kościoła, obok stała kuchnia wojskowa. Mieliśmy nadzieję, że coś dostaniemy do jedzenia, ale sąsiadka ostrzegła nas, że rano może przyjść żołnierz i zabrać wszystkie kobiety do pomocy w kuchni. Na drugi dzień, wszystkie kobiety pochowały się, zostałam tylko ja i ciocia Marynia. Położyła mnie do łóżka a ja miałam udawać, że jestem chora, wtedy może żołnierz się zlituje i nie zabierze nas do pracy, tylko przyniesie nam coś do jedzenia. Dnia następnego, przyszedł żołnierz i nie było dyskusji, musieliśmy się szybko ubierać gdyż zagroził, że będzie strzelał. Płakałyśmy, ale poszłyśmy.

Mapa okolic Tarnopola (1944 r.) – Zabojki – Kutkowce (dziś dzielnica Tarnopola).

Przy kuchni stał sam kucharz, dał nam dwa noże i kazał obierać ziemniaki. Bardzo się bałyśmy, bo ze wszystkich stron padały pociski. Modliłyśmy się, płakałyśmy i śpieszyłyśmy się aby jak najszybciej naobierać tych ziemniaków i uciekać. Kucharz uwijał się przy kotle, a nam kazał obierać na następny dzień. Jednak gdy ugotował zupę, powiedział abyśmy zostawiły już obieranie, dał nam wiaderko zupy, bochenek chleba i dużego kiszonego ogórka, do tego trochę ziemniaków i powiedział, że możemy już sobie pójść. Przynieśliśmy to wszystko do domu, wszyscy wyszli z kryjówki i zrobiliśmy wspaniałą ucztę. Byliśmy wygłodzeni, więc wszystko nam smakowało.

W tej wiosce mieszkaliśmy tydzień. Tato próbował parę razy jechać po mamę, ale było to niemożliwe. Wszędzie jechało uzbrojone wojsko, w górze latały bombardujące samoloty. Nie wiedzieliśmy czy mama żyje, a mama nie wiedziała nic o nas. Po tygodniu przyszedł do nas oficer sowiecki i kazał nam wyjeżdżać, bo jak twierdził, drogi są na tyle przejezdne, że możemy jechać dalej. Mówił, że za parę dni będzie tu znowu bardzo źle. Ale czy mogło być jeszcze gorzej… Przecież to już było piekło na ziemi, więc co mogło się jeszcze gorszego wydarzyć. Tato próbował znowu pojechać po mamę, ale wartownicy powiedzieli, żeby się tu nie plątał, bo wezmą go za szpiega i rozstrzelają. Pojechaliśmy dalej i trafiliśmy do takiej wioski, gdzie był punkt zbiorczy cywilów szykujących się na front. Mobilizacja była po raz drugi. Zabierali coraz młodszych i starszych. Na froncie ginęli ludzie, więc trzeba było uzupełniać. Tu przeżywałam to samo co matki, żony i dzieci żegnające swoich bliskich. Płakałam razem z nimi. Wszyscy mężczyźni dostawali broń, mundury i przy dźwiękach orkiestry szli na wojnę. To wszystko jak na mój wiek, było bardzo ciężkie. Prócz tego bardzo tęskniłam za moją mamą i nawet nie wiedziałam, czy jeszcze ją zobaczę. Wychodziłam każdego dnia i wieczora i rozglądałam się we wszystkie strony, ale mojej mamy nadal nie było widać.

Po jakimś czasie piloci z samolotów wypatrzyli, że tu jest punkt zbiorczy więc zaczęli bombardować i musieliśmy szybko uciekać dalej. Dojechaliśmy do wioski, która nazywała się Stryjówka. Udało nam się znaleźć miejsce w stodole gdzie mogliśmy się schronić. Wioskę te zamieszkiwali Ukraińcy. Oni współpracowali z Niemcami i pomagali im likwidować Żydów, a za to Niemcy pomagali Ukraińcom mordować Polaków. Tu baliśmy się jeszcze bardziej. Z jednej strony band ukraińskich, a z drugiej bombardowania samolotów, co było możliwe gdyż na wszystkich podwórkach stały samochody, kuchnie i działa wojsk sowieckich. Pomimo strachu, dzięki Sowietom mieliśmy zapewnione posiłki. Codziennie rano tata z ciocią wysyłali mnie z wiaderkiem mleka do żołnierzy sowieckich, a oni oddawali mi swoje porcje jedzenia, trochę zupy, kaszy i chleba. Bardzo się buntowałam i uważałam to za niesprawiedliwe, że sama musiałam chodzić bo przecież moja kuzynka Janka była w moim wieku, to jednak moje ciocie uważały, że będzie lepiej jak sama będę chodziła.

Mapa z 1944 r. Zabojki – Kutkowce – Stryjówka.

Pewnego wieczoru usłyszeliśmy jakieś głosy, wymianę zdań w języku rosyjskim. Usłyszeliśmy, że ktoś chce wjechać wozem na podwórko, ale wartownik nie chce go wpuścić. Nie wiedziałam czy ja śnię, czy mi się wydaje, ale usłyszałam głos mojej mamy. Okazało się, że sowieci dali swoje wozy i konie i wszystkich kto był w naszej wiosce, wywozili pod przymusem. W ten sposób moja mama była znowu z nami. To była radość nie do opisania, znowu byliśmy razem. Nie wiedziałam czy moja Mama żyje, a ona nas odnalazła. Z przyjazdem mojej mamy, zmieniły się moje obowiązki i nie musiałam chodzić do żołnierzy po prowiant.

Pamiętam taki wieczór, kiedy żołnierze zaczęli się schodzić do stodoły. Zajrzałam tam i zobaczyłam, że patrzą na ścianę na której wisiało białe płótno. Jeden z żołnierzy zauważył, że ich podglądam i pozwolił mi wejść. Była to kronika o wkroczeniu hitlerowców do Rosji. Śmierć dzieci, kobiet i walczących żołnierzy obu armii. Widziałam taką scenę, w której kobieta z dzieckiem na ręku ucieka przed żołnierzem, on strzela do niej, a ona pada na ziemię prawie martwa. Dziecko jeszcze żyło, przytuliło się do jej piersi i zaczęło ssać, a po chwili płakać. Ukradkiem spoglądałam na żołnierzy, którzy z przerażeniem oglądali te straszne momenty.

Kiedy wróciłam do rodziny, wszystkim opowiedziałam, że oglądałam taki straszny film, a oni mi zazdrościli, bo jeszcze nigdy nie widzieli żadnego filmu. Wkrótce wojsko dostało rozkaz wyjazdu na zachód. My również musieliśmy opuścić Stryjówkę, bo tam grasowały bandy ukraińskie.

Ciąg dalszy wspomnień jutro…


Opracowała Halina Dzik, e-mail: halinad40@wp.pl