Wychowując się w Mieszkowicach, miejscowości na zachodzie Polski, gdzie w czasach mego dzieciństwa większość mieszkańców stanowili przesiedleńcy z Kresów Wschodnich, nie zdawałam sobie sprawy, że oto jestem świadkiem odchodzenia wraz z ludźmi języka, który był częścią ich tożsamości, integralnym elementem życia tam – na wschodzie. Wsiadając do wagonów wiozących ich w nowe życie, zabrali ze sobą niewiele materialnych wartości, stanowiących kawałek utraconego Domu.
Większość albo została im odebrana, spalona, zniszczona, albo pozostawiona w nadziei, że wkrótce wrócą, więc po co zabierać np. garnki, skoro można je ukryć w kwitnących przed domem astrach, a zanim te przekwitną, oni znów będą u siebie (tak wspominała opuszczenie Panowic w woj. tarnopolskim, powiat Podhajce Maria Sługocka, z domu Wilczyńska). Było jednak coś, co „przyjechało” wraz z nimi bez konieczności upychania w kufry i ładowania do wagonów. Był to język, którym posługiwali się w swoich kresowych wioskach i miasteczkach, język o niepowtarzalnej melodii i leksyce stanowiącej mieszaninę wpływów ukraińskich, niemieckich i jidysz, a także regionalizmów o trudnym do ustalenia pochodzeniu. Język, w którym przez lata wyrażali radość i smutek, kłócili się i winszowali, obrazowali proste codzienne czynności i próbowali nazwać przemiany świata, często niemieszczące się w głowie.
W Mieszkowicach spotkali się kresowiacy z południa (woj. tarnopolskie, stanisławowskie i lwowskie) z kresowiakami z północy (woj. wileńskie, nowogródzkie). Osiedlali się całymi wioskami – tak było raźniej w obcej rzeczywistości, bezpieczniej, bardziej swojsko. Były wspólne tematy, wspomnienia i… język. Najwięcej na stacji w Mieszkowicach (wówczas Bärwalde) wysiadło przesiedleńców z Hnilcza (woj. tarnopolskie, powiat Podhajce). W tej grupie znalazła się moja babcia Stanisława Sługocka z małą Marysią – moja mamą. Później dołączył wracający z wojska dziadek Władysław Sługocki. Tu zostali na zawsze. A ja, wychowując się przy nich, w sposób naturalny przyswajałam niektóre słowa czy powiedzonka, traktując je jako element języka ogólnopolskiego. Było oczywiste, że babcia zagniata ciasto na pierogi w niecce, miesza w garnku kopystką, dziadek ubiera do kościoła meszty, a na głowę zakłada nieodłączny kaszkiet. Gdy rozgotowały się zbytnio ziemniaki, wiedziałam, że to paciara, jeśli nie trafiłam z wyborem spódnicy, słyszałam, że wyglądam jak kosznica (i nie był to komplement). Bywały też takie wyrażenia, których głębszy, zakamuflowany sens zrozumiałam dopiero po latach, jak np. ukraińskie pieszczoty.
W Mieszkowicach przez długie powojenne lata mówili „po swojemu” kresowiacy z północy, inaczej „zaciągali” ci z południa. Czasem było to powodem niezrozumienia, a nawet drwin z „inności”.
Jan Klementowski, hnilczanin, który osiedlił się w Mieszkowicach, w wywiadzie dla Gazety Chojeńskiej, nr 5/2009 (https://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=09 –05&temat=6) wspomina: „Jestem jednym z pierwszych, który ożenił się nie ze swoją, tylko z obcą. Nas nazywali tajojcy, bo u nas koło Lwowa mówiło się np. Ta joj, a gdzie ty idziesz?. A tamtych nazywano bliniaki – od blinów, czyli naleśników z mąki gryczano-pszennej lub gryczano-żytniej.(…) Były inne obyczaje u nich i u nas. U nich gotowało się co innego, u nas co innego. U nas pierogi, a tam, skąd moja żona, to bliny. I tak przedrzeźniali jedni drugich. (…) U nas była kutia na wigilię, u nich śliżyki. (…) Tu była strefa pierogów i kutii, tam strefa blinów i śliżyków [wtrącenie Aleksandra Butrynowskiego]. Ale teraz już się wymieszało. Moja żona już zapomniała o śliżach, bo z moja mamą mieszkała 26 lat i nauczyła się wielu potraw od niej. U nich np. nikt nie gotował mamałygi z kukurydzianej mąki. Bo tam u nich na północy kukurydza się nie udawała”.
Ja żyłam w strefie pierogów i kutii. I choć moi dziadkowie nie tajojczyli, a tylko niekiedy wplatali do języka kresowe naleciałości, byli wśród naszych bliższych i dalszych znajomych tacy, którzy na co dzień mówili tak jak tam – na wschodzie. Ich język miał swoją melodię: miękką, śpiewną, przyjemną dla ucha. Pobrzmiewała w nim czasem nuta ukraińskich rzewnych dumek, a kiedy indziej chłopskiej zadziorności rodem z wiejskiej karczmy. Szemrały kresowe potoki i dzwoniły dzwonki sań na zaśnieżonych hnileckich drogach. Stukały kopyta koni monotonnie chodzących w kieracie, a kiedy indziej tętniły dziarsko, jadąc na jarmark w Horożance.
W tym języku, którego nauczyłam się słuchać za późno, wyrażali rzeczywistość inaczej, po swojemu, prościej, piękniej. Łagodził gniew, krytykę, dodawał uroku codzienności. Czyż zachaniajko nie brzmi lepiej niż szalony? Czy bajstruk nie niesie więcej tolerancji niż bękart? I czy ciasto nie jest smaczniejsze, gdy wałkuje się je taczałką a nie po prostu wałkiem? Prawdziwą skarbnicą hnileckich powiedzonek byli dziadkowie mojej przyjaciółki, państwo Rudolf i Kazimiera Sumisławscy, o których nie mówiło się inaczej niż Rudyk i Kazuńcia. Ich wnuczka Karolina do dziś naśladuje dziadków, z przymrużeniem oka mówiąc o braku urody: Taka niezdala po świecie łazi albo przygania: Nie ma co spać, wyśpicie się w grobie!
Rudolf (ur. 1900 r.) i Kazimiera (ur. 1910 r.) Sumisławscy, Mieszkowice, lata 80. XX wieku, fot. ze zbiorów prywatnych Gustawa Sumisławskiego.
Taki był język „moich” Kresowiaków – ludzi, których już nie ma, ale zostały słowa, frazy, powiedzonka… Pobrzmiewają wciąż w mojej głowie, bo przez lata słyszałam je, mieszkając z dala od Kresów, ale w bliskości ludzi stamtąd… Są echem przeszłości, śladem po tych, którzy wnieśli do mojego życia nie tylko swoje historie i język do ich opowiedzenia, ale coś znacznie więcej, czego nie da się ponazywać. Nauczyli prostej wiary bez filozofowania i radości z codziennych, zwyczajnych rzeczy. Tak żyje się znacznie łatwiej, choć czasem chciałoby się powiedzieć: A hij! Zaszportał się człowiek w życiu, spodlał, harówka, że kłęby bolą, a i tak pusto w komorze. Ale zaraz przychodzi refleksja i słychać słowa babci Kazuńci: Nie ma co utyskiwać. Wy nie wiecie, co to bida, oj, nie wiecie. Będzie Bóg karać, jak nosem będziecie rozsuwać. Wstawać do roboty i Boga chwalić!
Do spisania kresowego – hnileckiego słowniczka skłoniły mnie rozmowy z Karoliną Sumisławską, wnuczką Rudyka i Kazuńci, skarbnicą wiedzy i talentu narracyjnego. Zebrane przykłady są namiastką tego, jak mówili nasi dziadkowie, ale dla tych, którzy ich nigdy nie słyszeli i już nie usłyszą, mogą być jedyną okazją „posłuchania” mowy przodków. Zapewne większość to wyrażenia i zwroty charakterystyczne dla obszaru większego niż jedna wioska – Hnilcze, ale wiedząc, że małe społeczności też wypracowywały lokalne dialekty, sądzę, że i w tym zestawieniu mogły się znaleźć językowe ciekawostki.
Słowniczek wyrażeń i powiedzonek używanych w Hnilczu i okolicy
A
a hij! – w sytuacji, gdy coś nie udało się; towarzyszyło temu energiczne rzucenie czapki na ziemię (np. Robicie na wozy, na powrozy – a hij!, tzn. Człowiek się narobił i nic z tego.)
B
baćki – rodzice
bajstruk – bękart
bałakać – mówić, rozmawiać, gadać, pleść
bambetel – rodzaj drewnianego, rozkładanego tapczanu
barabole – ziemniaki
barachło – coś bezwartościowego
bedzi (bedzie) – wystarczy
berbelucha – rzadka, mało pożywna lub gorszej jakości wino
bihme – tak jest, przysięgam; potwierdzenie prawdy
bisnowaty – nerwus, wariatuńcio
bisurmanić (np.pieniądze) – tracić, szastać nimi
bodaj – żeby
C
chabal – adorator
cymes – coś pysznego (z jidysz)
czosnyk – czosnek, np. czosnyczku dodać
czuchrać się – czochrać, drapać
czuchraj – zadziora
D
dobnia –pieniek do rąbania drewna, walec – ubijak, także o kobiecie, która ma ciężką budowę, nie ma talii
donia, dońcia – córka, dziewczynka (pieszczotliwe)
duchówka – piekarnik
durnowatyj – durny, szalony
dzieża – naczynie z drewnianych klepek i obręczy, służyło do rozczyniania chlebowego ciasta
G
gadulka – kulka np. z ciasta, z ziemniaków tłuczonych
gidowa śmiergiecza – dziadostwo, biedota, gorsze towarzystwo
gitko – o kimś, kto nabroił, coś źle zrobił
H
haratać – bić (ale też w znaczeniu wypróżnić się: Naharatał że hej!)
harować – ciężko pracować
hreczka – gryka
hiepta – chwast
hołowa – głowa; częściej w znaczeniu sołtys, zarządzający, głowa czegoś
K
kalamyk – toporny, prostacki, wieśniak (Jaki ten Jóźko kalamyk)
kluczka – węzeł albo haczyk na końcu sznura
kłęby – plecy i poniżej
kociuba – drewniana łyżka słusznych rozmiarów
kołociuszka (kołotuszka) – drewniany przyrząd kuchenny: trzonek zakończony struganą gwiazdką lub wierzchołek młodego drzewa, zakończony rozgałęzieniem, służący do mieszania, emulgowania sosów, zup, ciasta naleśnikowego itp.
kopystka – łyżka drewniana
Kuchenny zestaw: kopystka, kołociuszka i taczałka, fot. Beata Woźniak
kształcony – wykształcony
kosznica – plecionka z gałęzi pełniąca funkcję ogrodzenia, ściana w prymitywnej chacie, miejsce z gałęzi do suszenia kukurydzy; także o kobiecie w marszczonej spódnicy, która pogrubia, zniekształca, o kobiecie, która się niekorzystnie ubrała
M
meszty – kryte, płaskie buty
myka – wyrywa, np. myka cebulę
N
nakorenek – uderzające podobieństwo, skóra zdjęta z kogoś (np. Ten chłopak to nakorenek Sługockiego.)
napaskudzić – nabrudzić
niecka – naczynie drewniane, podłużne, wydrążone półkolisto w kawałku drewna; służyło do zagniatania ciasta, np. na pierogi
nieszczasna – nieszczęśliwa
P
paciara – rozgotowana potrawa, papka
paszoł won! – idź precz
przekabacić – przekręcić, także w znaczeniu przeciągnąć na swoją stronę, namówić
pysek – twarz
R
rychtować – szykować, np. Rychtuj się do kościoła.
rypać – trzaskać, np. Rypią i rypią tymi drzwiami.
S
skulona – w znaczeniu zgięta, np. przy pracy
spodlała – schudła
strachliwa – bojąca się, płochliwa
stryjko –stryjek (analogicznie wujko – nie wujek)
szaławiło – lekkoduch, ktoś niepoważny
szturpak –1. Proste narzędzie do odgarniania, kij, 2. o kimś niezgrabnym
Ś
śniadać – jeść śniadanie
T
tachać – dźwigać
taczałka – wałek do ciasta
ta joj! – okrzyk wyrażający wszystko: przerażenie, zdziwienie, radość, zaskoczenie, oburzenie – ogólnie: wzmocnienie, podkreślenie emocjonalnego charakteru wypowiedzi
tałatajstwo – chuligani
tarabanić – 1. gramolić się, ciężko dźwigać; 2. łomotać, hałasować uderzając w coś mocno; 3. gramolić się gdzieś lub na co
tarciuch – placek ziemniaczany pieczony na blasze
tarmosić – szarpać, targać
telepać się – trząść, człapać, iść powoli
terebić – obierać, wyłuskiwać (np. kukurydzę, jabłka)
tłoka – pomoc sąsiedzka
tołku brak – brak porządku, logiki
trza – trzeba
turlejka – wałek do ciasta
U
urodliwa – ładna
W
wereta – płachta do nakrywania
wgramolić się – wdrapać się
wsio – wszystko
wszystko równo – mimo wszystko
wtrynić – wtrącać się bez pytania np. Zawsze musisz wtrynić swoje 3 grosze do rozmowy.
wycyrklować – wycelować
wydurniać się – wygłupiać się
wyglancować – wyczyścić
wykopyrtnąć – przewrócić się; umrzeć
wyro, wyrko – łóżko
wżenić się – wejść do rodziny poprzez ożenek
Z
zabełtać – zamieszać (w garnku), ugotować coś naprędce
zahata / zagata – ocieplenie z liści, na zimę stawiane przy ścianach domów
za pazuchą – pod pachą, schowane pod marynarką
zaszportać się – zamotać, ale też zagubić ( np.w opowiadaniu)
zgodliwa – ugodowa, niekonfliktowa
Ż
żopa – pośladki, tyłek ( gdy ta część ciała była zbyt duża lub brzydka)
Powiedzonka :
- Bodaj by go licho wzięło!
- A ty czorcie, a ty cholero!
- Chcesz kopystką oberwać? – w złości, zwłaszcza do dzieci;
- Obruk wam w dupach gra. – Jesteście niegrzeczni, nieznośni, poprzewracało się wam w głowach;
- Najedli się i broją! (ważne, że najpierw najedli );
- Chodźcie dzieci śniadać. – Chodźcie na śniadanie;
- Ta joj, jaka ona niezdala! – jaka ona brzydka;
- Jebit twoja rasa! – A niech cię szlag;
- Ani do Boga, ani do ludzi – o kimś, kto się do niczego nie nadaje;
- Trza nie trza – robić coś bez potrzeby lub coś się wydarzy bez sensu, niechcianego, np. Trza nie trza, pijcie tej oranżady, Trza nie trza, oj będziecie jeszcze bidę mieli;
- Wyciągaj wódkę dla lepszych gości! (tu ważne jest, że wódka dla lepszych gości jest po prostu dla gości, a nie dla domowników; nie chodzi o hierarchizację gości między sobą, tylko hierarchię domownicy – goście);
- Gromnicę zapalać i na kolana! Burza idzie – Bóg się gniewa;
- Taka chodziła po świecie nieszczasna (z zatroskaniem);
- Wstawać, Boga chwalić! Dnieje!
- Nie ma co spać – wyśpicie się w grobie;
- Na pole iść, pomóc ojcu żywicielowi (koniecznie z tym epitetem określającym ojca);
- Jaka mać, taka nać – jaka matka, taka córka;
- Źle, jak chłop do 30-stki niżonaty, do 40-stki nibogaty;
- Bryzgane pirogi najlepsze – najlepsze z omastą;
- Zaraza z tymi dziećmi!
- Za kogo ona pójdzie, kim zostanie? ( z troską o pannie);
- Poznać pana po cholewach;
- Jak cię widzo, tak cię piszo;
- Harapa wziąć na te dzieci – Wziąć pas, złoić skórę;
- A ta z perkusjo! – w ciąży ;
- W pełnym rynsztunku kobita – w ciąży;
- Jakie jechało, takie zdybało;
- Bodaj by nam Bozia dała;
- Co dziewczynę ma zdobić? Cnota , robota i dobry obyczaj;
- Będzie Bóg karać, jak wy dziatki nosem będziecie rozsuwać – marudzić, wybrzydzać;
- Na niedzielę buty trza wyglancować i na boże wziąć parę groszy – buty wyczyścić i wziąć na tacę;
- Oj, wy nie wiecie, co to bida… Grubo kartofle obierać, nosem rozsuwać, a to, a tamto jeść (zawsze z przyganą);
- I za porządkiem z misy wyjadać, raz po prze raz – jeść za porządkiem , po kolei;
- Kłęby bolą – bolą plecy i poniżej;
- Nie mój wóz, nie mój koń, Niech turkocze kuda chocze – Nie moja sprawa (przykład współistnienia i przenikania się dwóch języków: polskiego i ukraińskiego);
- Gadulkę w rękach zrobię – kulkę z ciasta, ziemniaków tłuczonych;
- Ale pani spodlała – schudła;
- A ile wiosen u pani? – ile pani ma lat;
- A na co to pysek malować, jak rumiana jest?
- A te łańcuszki, te złoto, to do piekła pociągną człowieka;
- Wżeniła się, bo on bogatyj był – o pannie, która bogato wyszła za mąż, nie z miłości, a dla korzyści;
- Panna z niej robotna była, zgodliwa, nie takie szaławiło – była panną pracowitą, stateczną, nie lekkoduchem;
- Urodliwa dzioucha, co tu mówić – piękna panna;
- Ta umyj mi nogi w trzech wodach – zmień 3 razy wodę;
- Wstawać do dnia – wstawać przed świtem;
Charakterystyczne zjawiska językowe:
- Pomijanie głoski e: śmiszne (śmieszne), pirogi (pierogi), kobita (kobieta), wisz (wiesz). Czasem gubienie e doprowadzało do zniekształcenia nazwiska i niejasności w dokumentach. Tak było np. z nazwiskiem Pielichowska – Pilichowska.
- Tworzenie przymiotników odczasownikowych lub odrzeczownikowych formantem -liwy(a), np. godzić się – zgodliwy, posiadać urodę – urodliwy, pamiętać – pamiętliwy
- Zdrabnianie imion:
- Miękki przyrostek przy imionach żeńskich: Kazuńcia (Kazimiera), Stasunia, Stasuńcia (Stanisława), Helcia(Helena), Jańcia (Janina), Władzunia (Władzia);
- Twardy przyrostek przy imionach męskich: Władyk (Władysław), Rudyk (Rudolf), Józyk (Józef).
Beata Woźniak
Kontakt: beata.wozniak.mce@gmail.com
Inne pisane opowieści tej autorki znajdą Państwo tu:
Ślady pamięci. Cykl kresowych gawęd Beaty Woźniak
oraz tu: