W 1939 roku Święta Wielkanocne wypadały 9 kwietnia.
Kilka tygodni wcześniej siostra mojej babci Stefanii Zaremby, Wanda Gorgońska, urodziła śliczną córeczkę.
Mąż Wandy, nie wiedzieć czemu, oczekiwał drugiego syna i nowonarodzona córka była mu nie w smak. Na próżno akuszerka i zaprzyjaźnione z rodziną kobiety zawodziły śpiewnym głosem i po porodzie zachwalały:
-„ Franuś, Franuś, zobacz jaka ładna, czarnulka, całkiem do ciebie podobna”,
– „Ale dziewczę, krótko ripostował Franek” i ani się kwapił małą zobaczyć.
Tymczasem dziecko, nie zdając sobie sprawy z otaczającej go niechęci, przybierało na wadze i nabierało sił. Szybko się okazało, że jest wyjątkowym okazem zdrowia, przy czym wielkim głodomorem, w dodatku o bardzo silnych płucach.
Mała była tak żarłoczna, że dorodny, sięgający niemal do pasa biust ciotki Wandy, nie był w stanie wyprodukować wystarczającej ilości pokarmu, a wobec przeszywającego „głodowego„ wręcz darcia dziecka, nie było rady, rodzina musiała ustąpić i chociaż tego nigdy wcześniej nie praktykowali, wynająć mamkę. Dopiero nakarmiona do syta mała Jasia uspokajała się i spała jak aniołek.
Urokliwe dziecko szybko zdobyło względy ojca i całkowicie go zawojowało. Zresztą ciocia do dzisiaj jest bardzo atrakcyjna i jeśli ktoś myśli, że będzie miał do czynienia z jakąś staruszką, nic bardziej mylnego, to przystojna, zawsze modnie ubrana i wyczesana kobieta.
Ciocia do dzisiaj jest bardzo żywota i ja doskonale się z nią dogaduję. Pamięć ma świetną, lubi dużo mówić, wspominać i jest dla mnie nieocenionym źródłem wiedzy o przodkach. W przeciwieństwie od mojego taty, który jest od niej młodszy i niestety niczego z dzieciństwa nie pamięta.
Wielkanoc 1939, chrzest Jasi Gorgońskiej, po lewej, w wózku pod ścianą. Zdjęcie oryginalne i kolorowane przy pomocy AI. Myślę, że to ulica Zamkowa, a wśród gości jest cała rodzina.
I oto właśnie pamiętnego 9 kwietnia 1939 roku, przy okazji łacińskich, co ważne dla Kresów, Świąt Wielkanocnych odbył się chrzest wrzeszczącej z głodu w niebogłosy Janiny Gorgońskiej, starszej kuzynki mojego taty, a mojej ciotki.
Podania rodzinne głoszą, że sakrament podziałał na nią łagodząco, nieco ją uspokoił, wyciszył i od tej pory nie płakała już tak bardzo.
A ja tak sobie myślę, że albo oni się do sytuacji przyzwyczaili, albo mała miała po prostu kolkę, która właśnie minęła. No, bo uroków, jak nieraz twierdziła ciotka Wanda nikt na nią przecież nie rzucił, choć ładna była.
Na dołączonych zdjęciach, rodzice małej Jasi, siostra mojej babci Wanda z domu Zaremba i Franciszek Gorgoński, siedzą przy pierwszym stole w centrum zdjęcia, obok stojącego pana w białej koszuli.
Mała Janina po chrzcie, jak ręką odjął, śpi spokojnie pod ścianą po lewej stronie w pożyczonym od rodziny Zarembów wózku, obok oparty o ścianę stoi czyjś rower. Nomen omen, ciotka często jeździła na rowerze i mimo że miała prawo jazdy i kierowała autem, to jednoślad długo był jej ulubionym środkiem lokomocji. Może rzeczywiście tego dnia coś się tam dziwnego zadziało?
Rodzina Władysława Gorgońskiego, kowala z Łuki, Status animarum z 1906 roku.
Gorgońscy pochodzą ze Strutynia. Jak widać dziadek małej Janki urodził się w Strutyniu, ale był kowalem w Łuce. Jego syn Franciszek ożenił się w Folwarkach z siostrą mojej babci Wandą z domu Zaremba. Po ślubie mieszkali najpierw w Folwarkach, a po urodzeniu syna Stanisława, rodzina przeniosła się do Złoczowa i tam właśnie urodziła się ciocia Jasia.
Może ktoś pamięta, rozpoznaje, może ma jakieś zdjęcia? Proszę o kontakt.
Renata Orzech
Adres do kontaktu, naciao@op.pl
Dla zainteresowanych inne moje wpisy: Z kresowego albumu dziadka. Złoczów, Lwów, Jarosław…
Wszystkie wpisy: https://archiwumkresowe.pl/tag/renata-orzech/